Blogowo | antifragile.pl https://antifragile.pl antykruchość w życiu i w biznesie Sat, 21 Mar 2020 14:49:41 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.5 https://antifragile.pl/wp-content/uploads/2018/05/cropped-samahydra_3glowy-32x32.png Blogowo | antifragile.pl https://antifragile.pl 32 32 Wyniki ankiet: szczucie bicem, miseczka 70F i relacja z Biedry https://antifragile.pl/2018/01/podsumowanie-ankiet-szczucie-bicem-miseczka-70f-i-relacja-z-zakupow-w-biedrze/ Wed, 17 Jan 2018 16:35:15 +0000 https://antifragile.pl/?p=7417 Niecałe dwa miesiące temu opublikowałem pierwszą w historii bloga ankietę. Gdybym tylko spodziewał się, co tam nawypisujecie i wiedział ile zabawy będę miał podczas czytania – pewnie zdecydowałbym się na takie badanie dużo wcześniej. Wróć – nie, nie zdecydowałbym się. Jedną z moich obsesji jest szanowanie czasu – zarówno własnego, jak i cudzego. Między innymi […]

The post Wyniki ankiet: szczucie bicem, miseczka 70F i relacja z Biedry first appeared on antifragile.pl.]]>
Niecałe dwa miesiące temu opublikowałem pierwszą w historii bloga ankietę. Gdybym tylko spodziewał się, co tam nawypisujecie i wiedział ile zabawy będę miał podczas czytania – pewnie zdecydowałbym się na takie badanie dużo wcześniej.

Wróć – nie, nie zdecydowałbym się.

Jedną z moich obsesji jest szanowanie czasu – zarówno własnego, jak i cudzego. Między innymi dlatego alergicznie reaguję na ankiety i badania o niesprecyzowanym celu. Znacie takie? Kilkadziesiąt pytań bez ładu i składu – na pierwszy rzut oka widać, że ktoś nie zadał sobie nawet odrobiny trudu przemyślenia, do czego mu właściwie dana informacja jest potrzebna.

Moje badanie nie było dla zabawy albo „bo wszyscy tak robią” (swoją drogą dzisiaj rano zauważyłem, że Michał Szafrański też właśnie ogłosił ankietę – w najbliższych tygodniach spodziewajcie się więc WIELU naśladowców). Ankieta wynikała z licznych przemyśleń i planów, których stawanie się ciałem zobaczycie w ciągu najbliższych kilkunastu tygodni. Pokłosiem zaś wspomnianego ubawu, jaki miałem podczas czytania waszych odpowiedzi, będzie miniformularz, który planuję umieścić na stronie. W ten sposób będziecie mogli łatwo, szybko i w każdej chwili napisać mi, co tylko wam ślina na język przyniesie.

A co przyniosła ostatnio? Zapraszam do podsumowania. Zero nudzenia, wykresów i demografii – samo mięso.

Czym was wkurzam?

  • Najlepsza odpowiedź: „szczucie bicem”.
  • Mój komentarz: cóż, mam niejasne wrażenie, że kiedyś szczułem bardziej, ale skoro nadal ci przeszkadza – weź metanabol i też szczuj!
Specjalnie dla Ciebie drogi czytelniku zdjęcie, które 10 lat temu uświadomiło mi, że jest czym szczuć.

A poza szczuciem? Najczęściej skarżyliście się na to, że piszę za rzadko. Jedyne co mogę na to odpowiedzieć to to, że mam realistyczne plany jak pisać trochę częściej, a poza tym spójrzmy prawdzie w oczy – są trzy główne kategorie ludzi, którzy mogą pisać z naprawdę dużą częstotliwością:

  1. Dziennikarze, pisarze (pozdrowienia dla Kasi) i osoby, którym teksty same wyfruwają spod palców.
  2. Ludzie, którzy z bloga żyją. Niezależnie od jego tematyki.
  3. Ludzie bez życia. Zaoczni studenci na utrzymaniu mamy itd. Sam przeżyłem taki okres zaraz po odejściu z pracy na etacie. Zajmowałem się jeżdżeniem na rowerze, jedzeniem owsianki i pisaniem tekstów o niczym.

A ja stety-niestety do żadnej z w/w kategorii nie należę.

Pojawiały się głosy, że wkurzam was kawalerskim życiem – zachęcam gorąco do podsyłania CV młodszych sióstr. Wtedy – zgodnie z życzeniem któregoś z czytelników – mógłbym dodać wątki parentingowe w „moim stylu”.

Co robić, żeby blog był ciekawszy?

  • Najmniej konkretna odpowiedź: „Więcej informacji biznesowych różnych.”
  • Mój złośliwy komentarz: mam komentować kursy walut?
  • Mój szczery komentarz: To nie tak, że się wyśmiewam. No dobra – trochę tak, ale takie przykłady są cenne by pokazać, jak często wydaje nam się, że nasz przekaz jest jasny, a on – dla nieznającego, np. kontekstu, odbiorcy – wcale taki nie jest. Dlatego współpracując z kimś zdalnie wolę Skype od e-maili.

A poza tym, prócz wielu naprawdę ciekawych pomysłów na teksty, które postaram się wykorzystać, najczęściej powtarzały się dwa wątki. W obu przypadkach posłużę się cytatem:

  1. Książki: „… gdybyś poszerzył opisy książek, które czytasz. Rubryka z podsumowaniami czytelniczymi miesiąca jest super, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby rekomendacje książek były dłuższe i głębsze. Ponieważ mam zawsze mega długą listę książek do przeczytania (wielokrotnie dłuższą niż przewidywana długość życia), to bardzo przydałaby mi się możliwość zasięgnięcia opinii kogoś, komu udaje się przeczytać więcej niż mi i kto „siedzi” w temacie samorozwoju już od dłuższego czasu. I takich treści bardzo mi brak w necie.”
  2. Zarządzanie: „… ucieszyłabym się, gdybyś skupił się na pisaniu o tym, na czym znasz się najlepiej. Skoro można produkować teksty o oszczędzaniu (jakoszczedzacpieniadze.pl) i zrobić z tego niezły biznes, to dlaczego nie o zarządzaniu? Konkretna dawna specjalistycznej wiedzy dla ludzi „z branży” i coś dla tych, którzy dopiero zaczynają? (chyba że coś takiego już jest) Poszłabym w kierunku bloga profesjonalisty, a nie bloga blogera :)”

Obie grupy postulatów zdecydowanie doczekają się spełnienia. I nie, to nie znaczy że nie będzie mniej lub bardziej regularnych i smakowitych tematów z innej beczki. Będą, ale ogólny kierunek pozostanie jasny.

Czego zdecydowanie nie robić, o czym nie pisać?

  • Najlepsza odpowiedź: „Gdybyś zaczął pisać shity o polityce albo robić fotki z dziubkiem w windzie”
  • Mój komentarz: o to jedno możecie być spokojni. Nie zacznę – nie mam windy.

W tym pytaniu chyba najmocniej widać było to, jak ogromny jest rozrzut gustów, preferencji i tego jakie wrażenie wywołuje na was to, co piszę. Dla jednych mam nie pisać o lifestyle’u, innym tego bardzo brakuje. Jedni są zafascynowani, dla innych piszę na siłę i moje „coś” się wyczerpuje.

I wiecie co? Mimo ogromnego chaosu, który można mieć w głowie po przeczytaniu tego typu rozstrzelonej listy skarg i wniosków, płynie stąd bardzo cenna nauka. A może nie tyle nauka, co potwierdzenie wniosku, do którego doszedłem, kiedy zająłem się szkoleniami: nie da się dogodzić wszystkim.

Każdy jest inny, ma inne oczekiwania, preferencje, charakter, co innego go wkurza. Dlatego niezależnie od tego, co robisz – nie sposób dogodzić wszystkim. Taka oczywistość, którą człowiek niby wie, a jednak naprawdę „siadła” mi dopiero wtedy, kiedy zacząłem szkolić ludzi. Kiedy kilka razy w miesiącu (szczęśliwie owe czasy niewolnika-podwykonawcy realizującego szkolenia taśmowo mam już za sobą) przychodzi ci stanąć przed grupą zupełnie obcych osób – to przestają być już przelewki. Musisz prawdę o niemożności dogodzenia wszystkim zinternalizować, uczynić częścią swojego podejścia albo najdalej w ciągu kilku miesięcy wypalisz się zupełnie.

Teraz przed wejściem na salę powtarzam sobie:

Igor: 20% cię od razu polubi, dla 60% będziesz obojętny, a pozostałym 20% się nie spodobasz – będziesz ich nudził lub irytował; będziesz zbyt zasadniczy albo zbyt wyluzowany; będziesz mówił za wolno albo za szybko. I najgłupsze, co możesz w tej sytuacji zrobić, to skupić się na tych 20% i próbować im za wszelką cenę dogodzić. Szanse powodzenia marne, za to z dużym prawdopodobieństwem zantagonizujesz w ten sposób całą resztę. A poza tym… jesteś tu by kogoś czegoś nauczyć, a nie rozkochać w sobie.

Polecam taką „mantrę”. Nie tylko kiedy macie kogoś szkolić. A teraz pora na moje ulubione pytanie:

„chcesz dodać coś od siebie?”

I tak przeskakujemy do ostatniego pytania ankiety. Raz, że nie mogę się doczekać, bo odpowiedzi wgniatały w ziemię, a dwa – obiecałem was nie zanudzać. Analiza reszty odpowiedzi, o ile cenna dla mnie, dla was byłaby pewnie zwyczajnie nieciekawa. Z jednym wyjątkiem – rekomendacji stron, serwisów i blogów, w które dla własnej inspiracji powinienem zajrzeć w sieci. Za wszystkie bardzo dziękuję i zdradzę, że właśnie powstaje tekst, w którym zostaną przeze mnie wykorzystane.

Tymczasem – the best of „Może chcesz dodać coś od siebie”:

  • Ciekawscy: „napisz ile czytelniczek mimo wszystko podało Ci rozmiar miseczki. Jestem pewna, że się nie powstrzymały”. Gwoli wyjaśnienia – we wstępie do ankiety zażartowałem, aby się nie obawiać, bo nie będę pytał o takie rzeczy jak rozmiar stanika. No i cóż – czytelniczka miała racje – dokładnie pięć osób podało rozmiary. Na dłuższą chwilę zamyśliłem się przy odpowiedzi 70F…
  • Zwierzenia: „zabrakło mi dwóch punktów, żeby dostać się do Mensy”. Nie uwierzysz, ale ostatnio robiłem drugie podejście po tym jak zmienili skalę i zabrakło mi dokładnie tyle samo!
  • Pozytywne kopanie: „pisemko Machina miało kiedyś takie hasło 'Jesteśmy subiektywni’. I o to chyba w idei blogowania chodzi. W zasadzie to mógłbyś pisać o wszystkim (z zakupami w Biedronce włącznie), dla mnie najważniejsze jest by były to rzeczy brzydko mówiąc 'z trzewi’”. Będzie! Będę jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”!

(c.d. po powrocie z Biedry)

  • „Jestem zapisana na twój newsletter i nie dostałam powiadomienia o nowym tekście”: słuszna uwaga. Ostatnio dopisałem więc stosowne wyjaśnienie w stopce newslettera oraz do komunikatów wyświetlanych podczas zapisu. W skrócie: newsletter wysyłany jest nieregularnie co kilka (3-4 teksty) – piszę go (nomen-omen) „z trzewi” i kieruję do ludzi, którzy wolą dostać coś więcej oraz konsumować rzadziej, a po kilka tekstów na raz.
  • „Kurcze, chciałbym Cie kiedyś poznać. Czuje że mógłbym sie od Ciebie wiele nauczyć (…) Jakbyś kiedyś wrzucił jakieś info, że gdzieś się tam wybierasz na jakąś konferencje czy cokolwiek, że można Cię gdzieś tam spotkać – niewykluczone, że się pofatyguję”: bardzo wkrótce na IgorMroz.Com pojawi się info o konferencjach i spotkaniach, na których będę się udzielał jako prelegent.
  • „W dużej mierze dzięki Twojemu blogowi udało mi się spełnić jedno z największych moich marzeń – podróż po USA”: było jeszcze wiele innych, naprawdę niesamowicie miłych słów. Za wszystkie bardzo dziękuję. Szczerzyłem się tak, że mało mi zęby nie wypadły.

Na koniec dwie odpowiedzi z innych pytań, które świetnie wpisują się tutaj i nie wymagają specjalnego komentarza:

  • (o polecaniu znajomym) Czytam na głos mężowi i dzieciom”.
  • (o tym skąd ktoś trafił) Poleciła mi twoja mama”.

Quo Vadis Antifragile?

Nie planuję przestać pisać. Nie zamierzam pisywać na siłę. Nigdy nie będzie to banalny blog lifestyle’owy ani pole do tekstów odpowiadających na pytania, na które odpowiedź można za pomocą dwóch kliknięć znaleźć w Google (np. czym różni się robienie masy od rzeźby). Nie będzie nachalnej sprzedaży ani popupów – ostatnie, jedno jedyne wyskakujące okno wyłączyłem dwa miesiące temu. Nie chcę – nawet jeśli marketingowi guru tak każą – na moich stronach nic, z czym sam się nie zgadzam i czego sam nie cenię. A atakujących mnie okienek i nachalnej sprzedaży nienawidzę jak psów. A jeśli będą relacje z konferencji, to jeszcze bardziej ukierunkowane na to, czego taki wyjazd może kogoś z was nauczyć (kurde, serio nie było tego widać?). 

A co będzie? Zobaczycie.

The post Wyniki ankiet: szczucie bicem, miseczka 70F i relacja z Biedry first appeared on antifragile.pl.]]>
Bezkarność Gwarantowana https://antifragile.pl/2017/11/bezkarnosc-gwarantowana/ Sun, 26 Nov 2017 00:32:42 +0000 https://antifragile.pl/?p=7311 Wybierając ten tytuł, poczułem się prawie jakbym był jednym z dziennikarskich idoli mojego dzieciństwa! Dawno, dawno temu. W czasach picia oranżady w woreczku i oglądania z wypiekami na twarzy serialu MacGyver (wypieki były tak wielkie, że postanowiłem wyhodować nawet stosowną fryzurę) każdy koniec miesiąca był świętem. Świętem, które równocześnie oznaczało gehennę dla pobliskich kioskarzy i […]

The post Bezkarność Gwarantowana first appeared on antifragile.pl.]]>
Wybierając ten tytuł, poczułem się prawie jakbym był jednym z dziennikarskich idoli mojego dzieciństwa!

Dawno, dawno temu. W czasach picia oranżady w woreczku i oglądania z wypiekami na twarzy serialu MacGyver (wypieki były tak wielkie, że postanowiłem wyhodować nawet stosowną fryzurę) każdy koniec miesiąca był świętem. Świętem, które równocześnie oznaczało gehennę dla pobliskich kioskarzy i kioskarek. W drodze powrotnej ze Szkoły Podstawowej nr. 59 imienia Polaków spod znaku Rodła zahaczało się o wszystkie prasowe przybytki i dręczyło sprzedawców jednym pytaniem:

Czy jest Sekret Serwis? — My, wtajemniczeni oczywiście wiedzieliśmy, że mówi się sikret serwis, ale wiedzieliśmy, że panie kioskarki na takie dictum na wszelki wypadek odpowiedzą, że nie ma.

Secret Service – piękny, pachnący, czerwony magazyn o grach komputerowych. Gazeta, którą czytało mi się tak dobrze, że – to nie żart – zostałem regularnym czytelnikiem na jakieś dwa lata nim sprawiłem sobie jakikolwiek komputer…

Ale czemu o tym opowiadam? Raz na jakiś czas redaktorzy publikowali ankietę, która poza tym, że wyniki publikowano jakiś kwartał po deklarowanym terminie, charakteryzowała się jeszcze jedną stałą cechą – genialną nazwą dla tego typu badania: „Bezkarność gwarantowana”. Wspominam te czasy z łezką w oku, więc jak mógłbym nazwać moje pierwsze badanie gustów i preferencji czytelników?

Quo vadis?

Ostatnio poważnie rozważałem zamknięcie bloga.

Nie, nie nastąpi teraz psychologiczna relacja minuta po minucie z przeżywanego dramatu. Nie nastąpi, bo dramatu nie było. Był prosty rachunek zysków i strat. Problem jest następujący – doba jest skończona, a minuta w której to piszę te słowa, jest pierwszą minutą reszty mojego życia. W czasie, w którym siadam i tworzę teksty na Antifragile, mógłbym zrobić wiele innych rzeczy. Na przykład iść na spacer, poczytać książkę, albo napisać coś na moją stronę firmową. Czy to wszystko jest tego warte?

No więc z długich, kreatywnych, oczyszczających, rozłożonych na kilkanaście dni przemyśleń wyszło mi, że chyba tak, że chcę nadal ciągnąć to wszystko. Wtedy też (to ta część kreatywna) pojawił się pomysł, aby wspomóc się pytając o opinie tych, którzy zaglądają tu mniej lub bardziej regularnie.

To co, pomożecie?

Link do ankiety na Google Forms (nie trzeba się logować).

Szczerze liczę, że wasze odpowiedzi pomogą mi rozwiązać kilka dylematów, a w dłuższej perspektywie sprawić, że to miejsce będziecie odwiedzać z jeszcze większą przyjemnością.

Dziękuję!

 

 

 

 

PS Z tą fryzurą na MacGyvera to wcale nie był żart (ja z lewej, Daro z prawej):

The post Bezkarność Gwarantowana first appeared on antifragile.pl.]]>
Antykruchość: jak zostać hydrą https://antifragile.pl/2016/12/aktykruchosc-czyli-jak-zostac-hydra/ Tue, 06 Dec 2016 21:09:44 +0000 https://antifragile.pl/?p=6198 Ile zaradności bierze się z niedostatku? Ile przedsiębiorczości z głodu i biedy? Ile wytrwałości z tego, że nie wszystko zawsze przychodzi od razu? Ile spokoju, bo przeżyło się już niejedną burzę… Kiedy mój poprzedni blog – „Lepsza Wersja Siebie” przeobrażała się w „antifragile”, chciałem możliwie szybko popełnić tekst wyjaśniający genezę nowej nazwy. To miał być […]

The post Antykruchość: jak zostać hydrą first appeared on antifragile.pl.]]>
Ile zaradności bierze się z niedostatku? Ile przedsiębiorczości z głodu i biedy? Ile wytrwałości z tego, że nie wszystko zawsze przychodzi od razu? Ile spokoju, bo przeżyło się już niejedną burzę…

Kiedy mój poprzedni blog – „Lepsza Wersja Siebie” przeobrażała się w „antifragile”, chciałem możliwie szybko popełnić tekst wyjaśniający genezę nowej nazwy. To miał być mój nowy manifest, moje credo. Musiał więc być dobry. Musiał być znakomity.

Głupi ja.

Lata zmagań z perfekcjonizmem powinny były mnie czegoś nauczyć. Powinienem wiedzieć, że przy takich założeniach szanse na jego powstanie dążą asymptotycznie do zera. Że dla tak ustawionej poprzeczki żaden moment i przypływ weny nie będą wystarczająco dobre. Jak w sytuacji, kiedy ściskając kurczowo odgazowane Tyskie zastanawiasz się, czy podejść do dziewczyny, która od już pół godziny co chwilę rzuca ci ukradkowe spojrzenia. Masz wtedy dwie możliwości: czekać na idealną chwilę – dobrą piosenkę, kiedy będzie sama albo gdy uda ci się pozbyć z podeszwy przyklejonej tam gumy do żucia. Chwilę – która dobrze o tym wiesz – nigdy nie nadejdzie. Możesz czekać, albo po prostu odstawić szklankę i ruszyć w jej kierunku.

Tak więc, choć naprawdę trudno byłoby w moim kalendarzu o mniej odpowiedni moment na pisanie, odstawiam wirtualne Tyskie, biorę byka za rogi i siadam do mojego manifestu.

Antifragile, czyli antykruchy

Co znaczy to dziwne słowo i skąd się przypałętało? Odpowiedź na drugą część pytania jest prosta: z książki Nassima Taleba pod tym samym tytułem. Odpowiedź na pierwszą wymaga tych wyjaśnień nieco więcej.

Kruchość. Coś jest kruche, kiedy wszelkie wstrząsy i zawirowania mogą to wyłącznie popsuć, złamać, zniszczyć. No dobrze, a co w takim razie będzie przeciwieństwem kruchości? Odporne? Wytrzymałe? Tylko, że odporne jest po prostu stałe i niezmienne. Skoro kruchemu wstrząsy szkodzą, to jego przeciwieństwu i odwrotności powinny one… tak, dokładnie – powinny mu pomagać.

Dla lepszej ilustracji Taleb używa dwóch zaczerpniętych z mitologii przykładów. Feniks jest przykładem odporności i trwałości – po śmierci odradza się takim, jakim był pierwotnie. Dla antykruchości takim jest hydra. Stwór, któremu po urżnięciu głowy odrastały zamiast tego dwie nowe. Hydra nie była więc po prostu odporna i niezniszczalna jak Feniks. Była lepsza. Lepsza, bo kolejne doznawane obrażenia czyniły ją tylko silniejszą. Ale co taka literaturoznawczo-słowotwórcza opowiastka ma u licha wspólnego z prawdziwym życiem? I dlaczego – poza tym, że taka domena na pewno nie była zajęta – nazwałem tak swój blog?

Bo widzisz, jak rozejrzeć się dookoła, to większość ludzi, ale nie tylko ludzi – także państw, firm i organizacji – marzy by być większa, silniejsza, superodporna i wytrzymała. A ja nie. Już nie. Zdecydowanie wolę korzystać z dobrodziejstw antykruchości.

Jak? Czytaj dalej.

Trudności budują charakter

Prawda?

Ile zaradności bierze się z niedostatku? Ile przedsiębiorczości z głodu i biedy? Ile wytrwałości z tego, że nie wszystko zawsze przychodziło od razu i za darmo? Ile spokoju, z tego, że przeżyło się już niejedną burzę? Kto najszybciej ginął albo szedł na kolaborację w obozach koncentracyjnych? Ci żyjący wcześniej w bogactwie i komforcie! Byli silni w swoim stabilnym, ufortyfikowanym świecie, ale kiedy przyszła zmiana…

A zmiana, choć może nie aż tak drastyczna, prędzej czy później pojawia się zawsze.

Przezornie odkładasz do słoika na czarną godzinę złoto i dolary, a tu upada komuna, realizowany jest plan Balcerowicza i nagle za oszczędności życia możesz co najwyżej sprawić sobie spory zestaw LEGO. Siedzisz wygodnie na ciepłej posadzie – wszystkich znasz, masz niezłą pensję i nie musisz się przepracowywać. A potem wasza firma zostaje przejęta, twoje stanowisko zredukowane, a ty próbując napisać CV orientujesz się, że jedyne co potrafisz, to rzeźbienie tabelek w starej wersji Excela. A może taki scenariusz nie jest ci straszny, bo masz własną firmę? Na przykład przewozową – prosperujesz naprawdę znakomicie, póki nagle na drogach nie pojawia się flota dużych jasnozielonych autokarów. Albo siedzisz w Finlandii w fotelu prezesa i produkujesz telefony ciesząc się z pozycji światowego lidera, a tymczasem pewien facet nazwiskiem Jobs robi prezentację śmiesznego gadżetu, w którym wykonywanie telefonów jest tylko jedną z funkcji…

No dobrze, zmiany i zawirowania są częścią naszego życia, ale przecież da się jakoś zabezpieczyć, jakoś uodpornić. Prawda? Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Najpierw ta kiepska. 

nie da się w pełni zabezpieczyć przed zmianami

A nie da się z prostej, ale trudnej do zaakceptowania przyczyny – nie sposób przewidzieć wszystkiego. Im szybciej to zrozumiesz – tym lepiej dla ciebie.

Możesz mieć najszerszą wiedzę, najlepsze plany, modele i symulacje, ale zawsze może zdarzyć cię coś, co cię kompletnie zaskoczy. Tak, jak osiemnastowiecznych eksploratorów absolutnie wrył po przybyciu do Australii w ziemię widok czarnych łabędzi. Symbol czystości, lekkości i gracji – wszystkiego, co kojarzy się z jasnością i bielą – czarny? Niemożliwe!

W książce, którą regularnie polecam, Daniel Kahneman nazywa to nasze złudzenie all you see is all there is – mamy nieświadomą tendencję by zakładać, że istnieje tylko to, co widzieliśmy, lub o czym słyszeliśmy. To tak, jakby wierzyć, że najwyższą górą jest Śnieżka – bo tylko ją widzieliśmy na żywo. Rysy? Kilimandżaro? Nie ma takiego miasta – Londyn!

Śmieszne i niedorzeczne? Być może, tylko że właśnie tak działają nasze mózgi. Elektrownia w Fukushimie była znakomicie zabezpieczona przed tsunami. Zapory wytrzymałyby dowolną, nawet największą falę JAKIEJ SIĘ SPODZIEWANO. A na jakiej podstawie oparto prognozy ich rozmiarów? Naturalnie – wzięto pod uwagę wszystkie te, które uderzyły tam aż do tamtej chwili. Bardzo sprytnie, tylko że 11 marca 2011 zdarzyła się taka, która przewyższyła wszystkie zanotowane do tamtej pory.

All you see is all there is.

A taki Brexit – niemożliwy, nierealny, a jaki się nagle stał rzeczywisty? A upadek ZSRR, 11 Września 2001, albo wyborcze zwycięstwo Donalna Trumpa? Takie zjawiska (nazywane nomen omen czarnymi łabędziami) mają w dodatku tę brzydką cechę, że wszyscy znakomicie umieją je wyjaśnić i podać przyczyny. Tylko, że wyłącznie PO fakcie.

Dlatego właśnie, zamiast próbować dokonać niemożliwego i zabezpieczyć się na każdą okoliczność, lepiej korzystać z antykruchości. Zostać hydrą. Zanim w wyjaśnię co mam na myśli – obiecana dobra wiadomość: nie musisz zostawać hydrą. Już nią jesteś.

Już jesteś antykruchy

Każdy z nas jest. O ile tylko głupio się tego cudownego daru nie pozbawi.

Bo antykruchość to nic innego, jak umiejętność i chęć rozwoju. To nauka na błędach – o ile tylko damy sobie szansę na ich popełnienie. To hartowanie i nabieranie odporności przez ducha i ciało – o ile nie rozleniwimy ich zbyt cieplarnianymi warunkami. To możliwość korzystania z szans dawanych przez gospodarcze i polityczne zawirowania – o ile tylko nie zorganizowaliśmy wszystkiego tak, że to właśnie nas zmiotą one w pierwszej kolejności. Antykruchość to dywersyfikacja, to korzystanie z możliwości, które może dać nam los.

Wiem, że nie dam rady zabezpieczyć się na wszelkie ewentualności. Zamiast tego rozwijam się, uczę, próbuję różnych rzeczy i poznaję nowych ludzi. I właśnie ta wszechstronność daje mi najlepsze możliwe poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie: tyle już przeżyłem, że poradzę sobie w każdej sytuacji!

Tak, to wszystko oznacza pogodzenie się z mniejszą wygodą, komfortem i stabilnością. Filozofia antifragile oznacza porzucenie dzisiejszych ułatwień na rzecz przyszłych korzyści.

Jazda wszędzie i zawsze własnym samochodem jest szybka i wygodna, ale czyni cię kruchym. Zaczynając od tego, że kiedy los zmusza się do skorzystania z taksówki, pociągu albo komunikacji miejskiej – jesteś jak dziecko we mgle. A kończąc na tym, jak bardzo samochód odizolowuje cię od otoczenia. Pozbawia możliwości dokonania na ulicy odprężających po stresującym dniu obserwacji, wypatrzenia ciekawej knajpy, wpadnięcia na dawno nie widzianego kolegę, albo poznania kogoś zupełnie nowego. Gdyby mój najlepszy kumpel Tadeusz poruszał się wszędzie samochodem – nie poznałby w tramwaju swojej obecnej żony.

Mniej wygodnie – ale większa szansa na nieoczekiwane korzyści.

Konsekwentne jedzenie o ustalonych z góry porach może i jest zdrowe, ale jednocześnie może zrodzić przykre uzależnienie od tej regularności. Boleśnie przekonałem się o tym, kiedy zacząłem zarządzać projektami i coraz częściej zdarzało się, że pora posiłku wypadała w połowie ważnego, nieplanowanego spotkania. Ssanie w żołądku i ból głowy szybko stawały się nie do wytrzymania, powodowały drażliwość i fatalny w skutkach spadek cierpliwości w stosunku do moich rozmówców. Rzuciłem regularne jedzenie.

Mniej komfortowo – czasem trzeba przeżyć chwilę ssania w dołku, ale za nie masz ochoty wbić widelca w aortę klientowi, bo przedłużył spotkanie o kwadrans, a idąc do dżungli w Malezji nie potrzebujesz pełnego plecaka jedzenia.

I jeszcze coś z fizjologii – bezsenność. Sieć pełna jest wyczerpujących poradników na temat higieny snu i metod szybkiego zasypiania, ale ja nauczyłem się radośnie ignorować je wszystkie. Dlaczego? Czyżby nie skutkowały? Ależ przeciwnie! Wiele okazywało się bardzo pomocnych. Problem tkwił w czym innym – stosując je stałem się kruchy. Z układania się do snu nieświadomie stworzyłem skomplikowany rytuał, a z mojej sypialni uczyniłem sanktuarium. A potem – boże uchowaj – nie dopełniłem któregoś z etapów wieczornych przygotowań, albo przyszło mi spać poza domem. Gdzieś, gdzie było za jasno, za ciepło, za miękko, albo ściany były nieodpowiedniego koloru. Poprawiając jakość snu w swoim mieszkaniu, zacząłem mieć gigantyczne problemy z zasypianiem gdzie indziej.

Przestałem obsesjonować i teraz wszędzie zasypiam tak samo dobrze (a czasem źle).

Od ponad dwóch lat moje życie zawodowe przypomina rozpędzony, pozbawiony zabezpieczeń rollercoaster. Dołączenie do technologicznego start-upu, fit-catering dla korporacji, sprzedaż ręcznie szytych fartuchów kuchennych, życie z turystów, modeling, zarabianie na blogu, treningi personalne, doradztwo i prowadzenie szkoleń z zarządzania. Jedne pomysły były szczęśliwe, inne (większość) mniej. Brakowało wszystkiego – pieniędzy, stabilności, chwili wytchnienia, a czasem i łóżka, by móc spędzić spokojnie noc. Cierpiałem niedostatek wszystkiego poza podstawową wartością mojej nowej filozofii – większą niż kiedykolwiek wcześniej ekspozycją na nowe i nieznane, na poznawanie ciekawych ludzi, zdobywanie cennych doświadczeń i nowych umiejętności.

Wszystko to WZNIOSŁE I PIĘKNE, A co z pieniędzmi?

Nie, nie zacznę pisać tu bzdur, jak to nie mają one żadnego znaczenia. Mają. A cały dowcip w tym, że dzięki temu, co – nazwijmy rzecz po imieniu – wycierpiałem przez ostatnie dwa überniestabilne lata, najdalej w ciągu roku nadrobię wszystkie finansowe tyły. I to z grubą nawiązką.

A wszystko to będąc naprawdę wolnym. Nie zależąc od jednego szefa, klienta, czy źródła dochodu. Pracując ciężko, ale różnorodnie i z sensem. Z poczuciem, że naprawdę każdego dnia uczę się czegoś nowego, a nie tylko przepycham tam i z powrotem nic nie znaczące maile.

I właśnie o takim życiu i wszystkim, czego mnie ono uczy chcę pisać na tym blogu. Dlaczego? Bo liczę, że może dzięki temu ktoś z was też odstawi swoje odgazowane Tyskie i weźmie byka za rogi. Albo przynajmniej będzie nieźle się bawił i da mi lajka.

The post Antykruchość: jak zostać hydrą first appeared on antifragile.pl.]]>
Reset, czyli żegnaj lepsza wersjo siebie. https://antifragile.pl/2016/05/reset-czyli-zegnaj-lepsza-wersjo-siebie/ Thu, 12 May 2016 11:01:18 +0000 https://antifragile.pl/?p=5802 Gdy ludzie czują, że się duszą, mają w zwyczaju reagować ucieczką. Ale nie ja – twardo zaciskam pętle i krzyczę „dam radę”. Przyszła jednak pora opamiętania. Blogowanie było piękną przygodą. Pisany bez żadnej spiny blogopamiętnik dla znajomych, radosne i powstające (dosłownie!) na kolanie sprawozdanie z podróży po USA. Składnie lub mniej, ale zawsze lekko i […]

The post Reset, czyli żegnaj lepsza wersjo siebie. first appeared on antifragile.pl.]]>
Gdy ludzie czują, że się duszą, mają w zwyczaju reagować ucieczką. Ale nie ja – twardo zaciskam pętle i krzyczę „dam radę”. Przyszła jednak pora opamiętania.

Blogowanie było piękną przygodą. Pisany bez żadnej spiny blogopamiętnik dla znajomych, radosne i powstające (dosłownie!) na kolanie sprawozdanie z podróży po USA. Składnie lub mniej, ale zawsze lekko i z ochotą. Kiedy wpadałem w ciąg, potrafiłem pisać po kilka tekstów tygodniowo. A potem postanowiłem się „sprofesjonalizować”.

W rezultacie nie pamiętam już, kiedy ostatnio zdarzyło mi się usiąść do pisania z radością taką, jaka towarzyszyła mi kiedyś. Wzdycham, przymuszam się, zaglądam do poczty, robię piątą herbatę, zaczynam sprzątać biurko. Duszę się w formule, w którą sam siebie wtłoczyłem: napisać raz na tydzień, koniecznie na temat samorozwoju i w formie historii z morałem.

Większość ludzi ma problemy z dotrzymywaniem zobowiązań, moim problemem jest odpuszczanie. Jednak w końcu, niniejszym, porzucam moje zobowiązania. To blog ma być dla mnie (i dla Was), a nie ja dla bloga.

A poza tym to dość mam już Lepszej Wersji Siebie.

Ciemna strona autora.

Tak, znielubiłem swoją poprzednią nazwę. Bynajmniej nie dlatego, że hasło „stań się lepszą wersją siebie” spotykam najczęściej u fitness-guru, publikujących codziennie zdjęcia swojego brzucha oraz na porozwieszanych na siłowniach reklamach marek pragnących wmówić wam, że koniecznie musicie wyglądać jak ich sfotoszopowane gwiazdy. Do czego oczywiście nieodzowny będzie ich super-drink i para kolorowych butów.

Wcale nie. Po prostu była zbyt pozytywna. A ja aż taki pozytywny nie jestem.

Owszem – codziennie medytuje, chodzę na jogę, słucham jazzu i staram się być miły dla ludzi. Ale bywam także apodyktyczny, lubię puścić głośno Rammstein, a moje włochate przedramiona upstrzone są żyłami, w których buzuje sporo testosteronu. Wierzę w pozytywne podejście, ale z rozsądkiem, umiarem i sensem, a dążąc uparcie do Lepszej Wersji Siebie, gdzieś po drodze ów rozsądek mi się zawieruszył.

Pani terapeutka na odchodnym powiedziała mi, że moim zadaniem domowym jest zaakceptować moją ciemną stronę. A więc niniejszym – akceptuję.

AntiFragile, czyli zapiski spoza strefy komfortu.

Skąd nazwa? Z książki, która w ostatnich latach miała największy wpływ na mój stoicko-empiryczny światopogląd.

antifragile-book-coverTylko jeden cytat:

A stoic is a buddhist with an attitude, one who says f** you to fate.

W wolnym, autorskim tłumaczeniu: Stoik to buddysta, który nadstawi losowi drugi policzek, ale czasem wyprowadzi też celną kontrę na jego szczękę.

Zamierzam częściej kontrować, a poza tym nadal obserwować, radzić, inspirować i wychodzić ze strefy komfortu. Czasem rzadziej, czasem częściej, ale na pewno na większym luzie. Nawet, gdyby miało się to skończyć w ten sposób:

zlamanie_kosci

Na końcu kilka kwestii technicznych.

  • Wszystkie kanały, za pośrednictwem których możecie śledzić teksty (Facebook, Newsletter, RSS, Bloglovin’) powinny działać bez zarzutu. W razie problemów – proszę o informację.
  • Zdaję sobie sprawę, że moje nowe logo nie stoi na najwyższym światowym poziomie, ale ładniejszego zrobić nie umiałem. Jeśli umiesz zrobić lepsze – daj znać. Najlepiej z gotową propozycją.
  • Wszystkie elementy związane z wyglądem i funkcjami bloga będą przeze mnie w najbliższym czasie  sukcesywnie dopieszczane. Koniec ogłoszę prawdopodobnie w podsumowaniu maja i dopiero wtedy poproszę o informacje, że coś wam nie działa, rozjeżdża się itp.

Witamy na pokładzie!

The post Reset, czyli żegnaj lepsza wersjo siebie. first appeared on antifragile.pl.]]>