Dekadę temu, gdy parałem się dzierganiem rozmaitych serwisów internetowych, spędziłem dwa letnie miesiące wydzielając z siebie sporą stronę… matrymonialną. Zainkasowawszy niebagatelną, jak na ówczesne warunki, kwotę dwóch tysięcy złotych polskich postanowiłem – zupełnie jak nie ja – zaszaleć.
Tai Pan, Dim Sum, Mong Kok
Hong Kong… Za szczeniaka namiętnie oglądałem na wideo filmy karate z “Krawym sportem” na czele i zaczytywałem w Krucjacie Bourne’a (wiecie, że film ma niewiele wspólnego z książką?), a przed samym wyjazdem dla zaostrzenia apetytu sięgnąłem po Tai Pana. Osiedlając się więc na całe cztery dni nad Zatoką Wiktorii spełniłem jedno ze swoich marzeń, a przy okazji – ku swemu zaskoczeniu, znów nauczyłem o sobie czegoś nowego.
Azjatycka jazda próbna
Pisałem bloga w wielu ciekawych miejscach, ale tym razem przebiłem samego siebie. Zmęczony po całodniowej penetracji wyspy Hong Kong, siedzę właśnie na promenadzie Tim Sha Tsui od strony Kowloon, a przed sobą mam Zatokę Wiktorii z dumnie wyprężoną linią wieżowców. Czas na opowieść o moim prywatnym skoku na główkę. Bez badania głębokości basenu.
Gaijina poradnik przetrwania
Tradycyjnie na koniec pobytu, przygotowałem spis obserwacji praktycznych i kulturowych. Poradników dla jadących do Japonii znajdziecie od metra, dlatego starałem się skupiać na kwestiach kluczowych i rzadko wspominanych gdzie indziej. Dowiemy się m.in. jak jeździć metrem za darmo i nie umrzeć z głodu w dzielnicy pełnej jadłodajni, w których wszystko jest po japońsku.