Jeśli nie jesteś fanem filmów z serii „Terminator„, nie czytaj dalej.
Kierunek: Los Angeles
Opuszczamy Mojave, oglądając je za dnia. To najwyraźniej jakiś węzeł komunikacyjny. Liczne składy kolejowe, lotnisko, ciężarówki, a do tego same motele i fast-foody. Ciekawe, czy ma to związek z dużym poligonem, który mijaliśmy w nocy (nic nie było widać). O i jaka wielka farma wiatrowa. To ona wczoraj po zmroku wprawiła mnie w takie osłupienie.
Fajnie w tej dolinie, ale jak się stad wydostać
Opuszczamu Dolinę Śmierci. W ciągu pierwszych 150 mil spotykamy najwyżej dziesięć innych pojazdów, a jeden, jedyny raz zdarza się skromny zajeździk. Poza tym czarna jak smoła noc i droga wijąca fantastyczne serpentyny.
Gorgoroth na żywo, czyli Death Valley
Tego nie da się opisać słowami. Siłą musimy powstrzymywać się, aby co chwilę nie zatrzymywać się na zdjęcia. Przeżywam to samo, co na “Top of the Rock”. Marsjański, odrealniony krajobraz. Granice absurdu osiągamy napotykając na… węgierski gang harleyowców.