Podczas swojej krótkiej kariery w Onecie jeden, jedyny raz wygrałem firmowe bilety do kina. Poszczęściło mi się prawdopodobnie dlatego, że nie było chętnych. Polski dramat wojenny „Joanna” – to hasło odstraszyło potencjalne partnerki i do kina udałem się z niezawodnym Tadeuszem. Long story short: po seansie, stojąc na przystanku i oglądając ciemną, zimną i deszczową listopadową noc skonstatowałem, że w porównaniu z „Joanną”, ów widok jest niezwykle optymistyczny i postanowiłem na jakiś czas rozluźnić znajomość z polską kinematografią.
Ostatnio znów flirtujemy. Tydzień temu było całkiem nieźle, choć nieco cukierkowo na „Chce się żyć„, dzisiaj zmierzyłem się z „Idą„.