Być może część z osób, które trafi na tego bloga zainspiruje się nim na tyle, aby wybrać się do USA samemu. Wkleję więc notatki, które zrobiłem sam dla siebie, na przyszłość.
Dzień 25 (magiczny, bo 15 godzinny): Bye bye USA
Dobry wieczór Panie i Panowie. Jest 19:53 Pacific Time we wtorek, 8 października 2013. W Polsce dochodzi 5 rano dnia następnego. Sygnalizacja zapiąć pasy została wyłączona, jednak zalecamy pozostanie zapiętymi w przypadku nieoczekiwanych turbulencji. O takich, jakie właśnie nami trzęsą. Mamy nadzieję, że zażyty amerykański aviomarin spiszę się dobrze i że, czas w samolocie spędzę miło i efektywnie, a nie trzymając się oburącz za sąsiadujące poręcze.
Pożegnianie z San Francisco: bezdomni, hipisi, spacery i dzielnica Haight-Ashbury
Za kwadrans dziewiąta. Pobudka po pakowaniu plecaka do pierwszej w nocy. Wylot o dziewiętnastej, samochód chcemy oddać o szesnastej, aby w wypożyczalni mieć czas na dyskusję o śladach powstałych w wyniku ataku przez krawężnik. Czas ruszać na ostatnią w czasie tych wakacji pieszą wyprawę.
Rowerem przez Golden Gate, no i jeszcze nieco dalej
Tym razem witam z Marin Headlands. Dla tych, którym ta nazwa – tak jak mi do wczoraj – nic nie mówi, powyżej wklejam widok, który mam przed sobą.