Spotkanie z Darkiem, bez którego nie mogłaby się obyć żadna wycieczka do Wrocławia, zawiodło mnie dzisiaj do herbaciarni. Najpierw zrobiłem z siebie idiotę w Świecie Chin na Igielnej, ponieważ mimo wielu wcześniejszych wizyt w tym miejscu, coś kazało mi uparcie uwierzyć, że to właśnie to jest wrocławska połówka Czajowni, którą odwiedzam co jakiś czas w Krakowie.
Pani jednak nie wyprowadziła mnie z błędu i o faux pas zorientowałem się, gdy przypadkiem natrafiliśmy na właściwą Czajownię przy Białoskórniczej, gdzie przy znakomitej bambusowej pu-erh mogliśmy wymienić wrażenia i poglądy na tematy naszych świetlanych karier zawodowych, nowości z życia rodziny i znajomych, porad treningowych (usztywnij obręcz barkową!) oraz last, but not least kontaktów damsko-męskich.
I tak jakoś właśnie między jedną czarką a drugą nieco mało odkrywczo olśniło mnie, że ja po prostu uwielbiam herbaciarnie!