Nie narzekałem nigdy na jakieś wielkie problemy z kolanami. Miałem dokładnie takie jak wszyscy – po drugim kilometrze zaczynało ćmić lewe, po czwartym zmieniało je prawe, a po szóstym odzywały się oba na raz. Zgłębiałem tajniki prawidłowej techniki i eksperymentowałem – bez skutku. W końcu skonstatowałem, że tak już po prostu musi być. Otóż wcale nie musi.
Szczecin, czyli prokurator i kulinarny powrót do przeszłości.
Nosi mnie, to już nieuleczalne. Tym razem w drodze do Berlina zahaczyłem o Szczecin, gdzie dawno temu przeżywałem kulinarne uniesienia i miłosne dramaty. Ciekaw byłem co zastanę tam po latach.
Spieszmy się kochać idoli, tak szybko odchodzą
Gdy byłem w podstawówce i w kioskach pojawiło się Bravo, mama – ku mojej rozpaczy – nie pozwalała mi czytać tej odmóżdżającej gazety. Szczęśliwie udawało się zdobywać od koleżanek drukowane tam plakaty, którymi dzielnie tapetowałem pokój.
Minęło dwadzieścia lat, urosła mi broda i nie muszę pytać mamy o zgodę na kupno Bravo. Plakaty – w pewnej formie – zostały do dziś. I właśnie dzisiaj pozbywam się ostatniego.
Powiedz „nie”, czyli minimalizm towarzyski
Boję się starości – że nie dam rady przywieźć na rowerze zakupów, że – jak za szczeniaka – mogę czuć się niepewnie na ulicy, gdy z silnego chłopa zmienię się w przygiętego ku ziemi staruszka. Pociesza mnie myśl o o wiele większym bagażu życiowych mądrości i doświadczeń, jaki wtedy powinienem mieć w posiadaniu. W końcu uczę się każdego dnia, ot choćby taka nowa, przydatna zasada.