Podobno Jezuici zwykli byli twierdzić „Daj nam swoje dziecko na pierwszych siedem lat, a my ci oddamy gotowego człowieka”. Tak samo powinni twierdzić wszyscy dobrzy trenerzy sportowi.
Ile mogłem mieć lat? 9? 10? Do dzisiaj pamiętam tę scenę z „Karate Kid” bohater ćwiczył cios żurawia na palach od molo. Do tego kultowa postać Erniego Lee i serial „Partnerzy” (miałem nawet książkę „Moc Erniego„).
No oczywiście, że męczyłem moją mamę by zapisała mnie na zajęcia ze sztuk walki! Padło na Wrocławski Klub Sportów Azjatyckich „Budokan”, który jak widzę istnieje do dziś i ma się całkiem dobrze. Tak więc przez kilka ładnych lat regularnie odwiedzałem salę gimnastyczną pobliskiego zespołu szkół, aby dostać porządny wycisk. Trochę śmierdziało, sala była słabo ogrzewana, a ćwiczenia naturalnie na boso. Nikt jednak nie zwracał uwagę na tak drobne niedogodności.
Minęło parę lat i po którejśtam wakacyjnej przerwie po prostu nie zgłosiłem się na treningi. Nawet dobrze nie pamiętam czemu. Chandra? Lenistwo? Nieistotne. Później niewiele myślałem o zgłębianym w Budokanie Shotokan Karate. Aż do tego roku, gdy w wyznaczonych sobie celach znalazło się, czekające cierpliwie od dwóch lat w kolejce, zapisanie się na boks.
Polecona mi szkoła i trener są wyjątkowo dobre. Ekspresowo doszło więc u mnie do fatalnego zauroczenia. Kilkunastu chłopa, rozstawionych po sali przodem do luster i ćwiczących w pozycji walki nawet głupie ciosy proste – to jest widok! To jest testosteron!. Mam tylko pewien problem. Wbite do głowy odruchy karate.
Od razu podczas pierwszego treningu, trener Mamulski spytał się mnie ile lat i jaki styl trenowałem. Na moją zdziwioną (czytaj: mało inteligentną) minę odparł, że już przy rozgrzewce wystarczyło rzucić na mnie okiem i pomyśleć „oho, karateka”.
Dziesiątki, setki, tysiące wykonanych za młodu powtórzeń oi zuki i age-uke, skutkuje na przykład tym, że gdy tylko przestaję się skupiać, ręka po wykonaniu ciosu automagicznie wraca mi na biodro, zamiast zostać grzecznie w wysokiej gardzie.
I tak zastanawiam się, ile tysięcy powtórzeń będę potrzebował, by się pozbyć tych odruchów. Oraz, tak wróciwszy na chwilę do Jezuitów, jak wielu ludzi na świecie powtarza bez zastanowienia pewne schematy wbite im do głowy za młodu, podczas gdy teraz przydałyby im się zgoła inne. I nie mam wcale tu na myśli nic, ekhm, fizycznego.