Za mną pierwsza wizyta w prawdziwie amerykańskim supermarkecie. Wczorajsze zakupy w pobliskim markecie żydowskim, który w swoim asortymencie był bardzo przyjazny naszej kulturze – udało się kupić normalny chleb, zwykłe jabłka i serek wiejski (!).
Dzisiaj po zakupy udałem się kawałek dalej, do nieco obskurnej, ale i bardzo malowniczej okolicy.
Ilość, a przede wszystkim różnorodność towaru przytłacza. Tylu odmian jedzenia nie ma nawet w największych znanych mi hipermarketach. Wizyta w takim miejscu faktycznie mogła przyprawić naszych rodaków wyjeżdżających tam w latach 80 o szok kulturowy i szał zazdrości, skoro prawie udało się tak ze mną.