Pogodę mamy znakomitą i z satysfakcją odnotowuję, że w czasie gdy tu jest cały czas w okolicach słonecznych 20°C, to w Krakowie leje i jest o 10 stopni mniej. Tylko na dzisiaj zapowiedziano delikatne opady, więc w ramach atrakcji „pod dachem” wybraliśmy się do słynnego Muzeum Historii Naturalnej. Czy było warto?
I tak, i nie.
Jeśli na zwiedzanie NYC masz tylko kilka dni – odpuść sobie. To tylko i aż świetne muzeum. Poświęć czas na bardziej „nowojorskie” miejsca i chłonięcie atmosfery miasta.
Jeśli nie chcesz, niczym japoński turysta, odbębnić wizyty to podziel ją na kilka sesji i skup się na tym, co cię naprawdę interesuje. Muzeum jest przeogromne i zobaczenie wszystkiego dokładnie jest niewykonalne nawet przy dwóch-trzech wizytach.
Refleksje osobiste?
Uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy (a czasem przypominać te zapomniane) z radością więc dowiedziałem się co to dokładnie jest szelf kontynentalny (jakoś dotychczas mi to umknęło) i jak wygląda gigantyczny japoński krab, przypomniałem sobie też różnice między rybami chrzęstno- i kostnoszkieletowymi oraz obejrzałem największy na świecie fragment meteorytu dostępny w muzeum.
Tradycyjnie już nieomal pojawiły się filozoficzne przemyślenia na temat ogromu zgromadzonej dotychczas przez ludzkość wiedzy i tego, że im jej więcej, tym większa nasza świadomość dziur w niej.
No i… były dinozaury! Gdybym tylko mógł tu trafić jako dzieciak, który z wypiekami na twarzy oglądał Park Jurajski, składał plastikowe dinozaury i nagrywał na wideo programy na ich temat. Wtedy trzeba było by mnie wyciągać stamtąd siłą. Dużo bym dał, żeby przyprowadzić tutaj dziesięcioletniego siebie!