Podsumowanie maja: anemia, dementowanie pogłosek, opuszczone fabryki oraz dlaczego podróżując Pendolino cały czas spędzam w Warsie.
Poprzedni miesiąc rozpoczął się z hukiem. Bolesnym.
W długi majowy weekend zamarzyło mi się spróbować kolarstwa górskiego i wybrałem się w Góry Sowie. Piękne miejsce, fajni ludzie i jedne bardzo śliskie sosnowe schody. Ciągu dalszego chyba dość łatwo się domyślić. Podczas wyprowadzki ostatniego dnia wywinąłem popisowego, godnego bohaterów kreskówki Hanna-Barbera, orła i runąłem z wysoka prosto na tyłek. Zabrakło tchu, pociemniało w oczach, a gdy po kilku dniach ból nie mijał i udałem się na prześwietlenie, pani radiolog potwierdziła moje obawy – złamałem sobie pupę.
Nie życzę nikomu. Obecnie sytuacja jest już pod kontrolą, jednak podczas pierwszych kilkunastu dni jedyną komfortową pozycją było stanie na baczność. Spałem na boku budząc się w nocy po kilka razy i klnąc na drętwiejące pośladki, jazda samochodem w ogóle nie wchodziła w grę, a w pociągach spędzałem czas w wagonie restauracyjnym. Mają tam takie cudowne stojące stoliki.
A kolarstwo górskie? Cóż, raczej nic z tego nie będzie. Kiedy udaję się w plener, chcę relaksu i widoków, a nie zarzynania się i gapienia non-stop pod koła.
Urban Exploring.
W skrócie urbex, czyli penetrowanie ciekawych, najczęściej opuszczonych budowli i obiektów. Jednym może wydawać się to dziwne, ale straszliwie mnie to kręci. Prawdopodobnie za dużo post-apokaliptycznych filmów w dzieciństwie.
W maju zwiedziłem dwa ciekawe miejsca tego typu. Opuszczoną fabrykę porcelany w Wałbrzychu:
I Atomową Kwaterę Dowodzenia w puszczy Kampinoskiej.
W obu przypadkach mogłem liczyć na fajne towarzystwo. Daro, Krzysiek, Piotrek – dziękuję! Żałuję, że nie mam podobnej ekipy na miejscu w Krakowie.
Pozostałe majowe wydarzenia w telegraficznym skrócie.
- Spotkałem się z czterema blogerkami, z czego z dwiema po raz pierwszy (w tym jedną z Tindera). Najfajniej było jak zwykle z Dominiką, z którą – dementuję dochodzące mnie pogłoski – wcale nie mam romansu!
- Paru blogerów i youtuberów widziałem też na żywo z daleka, kiedy zrządzeniem losu zaniosło mnie na warszawską premierę książki Konrada Kruczkowskiego.
- Za pomocą serwisu Meetup znalazłem krakowską grupę dyskutującą o Management 3.0 – temacie, o którym sporo ostatnio czytam. Niestety na spotkaniu, na które się wybrałem uczestników było pięcioro, dyskusja dość miałka, a jedyna osoba, z którą chciałem wybrać się innym razem na kawę ma zablokowane przyjmowanie prywatnych wiadomości w tym serwisie. Zaprawdę zawsze już będę wymieniał się wizytówkami!
- Przeczytałem tyle książek, że o majowych lekturach będzie osobny tekst.
- Na jednym z nowohuckich dachów (nielegalnie) wypiłem doborowe piwo, w doborowym towarzystwie z doborowym widokiem.
- Stwierdzono u mnie lekką anemię. Kuracja jest bardzo przyjemna – jem więcej. Głównie mięsa i warzyw (to napisawszy oblizałem ze smakiem łyżkę z mikstury masła orzechowego i białka w proszku).
- Od dwóch grup, które szkoliłem uzyskałem najwyższą możliwą średnią i bardzo pochlebne recenzje. Im więcej eksperymentuje i im luźniej podchodzę do tego, jakie wrażenie zrobię na odbiorcach, tym lepiej idzie mi całość.
Do przeczytania.
- W końcu, po licznych namowach znajoma Samotno Matko Polko o bardzo ciętym dowcipie i jeszcze bardziej ciętym piórze, postanowiła zacząć się uzewnętrzniać. Tak, to jedna z tych osób, których nienawidzę za ich niedościgniony styl.
- Z cyklu praktykowanie pokory na co dzień: Mark Manson o tym dlaczego nie możemy za bardzo ufać swoim sądom.
Cytat miesiąca.
Trochę w nawiązaniu do artykułu Mansona:
I would never die for my beliefs because I might be wrong.
Nigdy nie oddałbym życia za swe przekonania. Bo a nuż się mylę?
Bertrand Russel
Ach, no i…
… zmieniłem nazwę bloga i moje podejście do pisania tutaj. Ale to już chyba zauważyliście?