Co łączy dzieci na hulajnodze, powodzie, Roberta Biedronia i kasety magnetofonowe? O wszystkim tym piszę w dzisiejszym podsumowania sierpnia. Lecimy!
Upalny dzień przy krakowskich Błoniach. W powietrzu czuć nerwowość, gdy ta szczególna niedziela coraz bardziej ma się ku wieczorowi. Matka wydziera się, bo dzieciak śmiał pojechać na hulajnodze zygzakiem, a wykonujący kolejne bezsensowne rundki rowerzyści, jakby zwolnili tempa. Wszyscy chcieliby choć odrobinę przedłużyć dobiegający końca weekend – ostatni w te wakacje. Odgryzając głośno kolejne kęsy wielkiej marchewki, obserwuję to wszystko z ławki i zabieram się za podsumowanie miesiąca.
No właśnie, ostatnio jakoś sporo było przemyśleń i obserwacji. Zaczęło się od tego, że…
Kupiłem sobie wieczne pióro. A było to tak:
Podczas zeszłomiesięcznego See Bloggers otrzymałem stylowy notatnik, ale nie do końca wiedziałem na co go przeznaczyć. Sprzedać – jak wszystko na co nie mam pomysłu – na olx? Trochę bez sensu… W końcu, podczas rozmyślań o świecie w rytm machania zwisającymi z wawelskiego muru odnożami, olśniło mnie. Będę w nim zapisywał refleksje o życiu!
Przy pierwszej próbie zadrżała mi prawica. No bo, żeby takim brzydkim długopisem w tak stylowym notatniku? Nabazgram jak kura pazurem i nie tylko potomność, ale i ja sam tego potem nie odczytam. Mało razy tak było?
Niestety charakterowi mojego pisma zawsze niezwykle daleko było do kaligrafii. Teraz, kiedy pisanie ogranicza się do okazjonalnego parafowania kurierowi paczki z białkiem serwatkowym, jest tylko gorzej. Kiedy ostatnio pisałem więcej ręcznie? W liceum! Tyle, że to głównie piórem było… Hmm, w sumie pióro nie byłoby takie złe…
I tak, w kilka dni później, przekonany przez przemiłą panią ze sklepu Klex w Galerii Krakowskiej, nabyłem pióro Schaefer VFM. Tak po prostu. Przypadkowo, spontanicznie i zupełnie nieminimalistycznie wszedłem w posiadanie gadżetu, który naprawdę pomaga mi w wartościowej autorefleksji. W drodze do Lepszej Wersji Siebie.
Tyle słowa wstępnego, ze szczególną dedykacją dla mocno rosnącej ostatnio rzeszy nowych czytelników. Oto próbka klimatu tego miejsca. Bloga, gdzie poza tym, jak mądrze wziąć kredyt hipoteczny, piszę o wielu innych aspektach życiowo-emocjonalnego dojrzewania. Witamy na pokładzie!
Reszta miesiąca w telegraficznym skrócie:
- Sierpień zacząłem kursem trenerskim w Warszawie. Zamierzam wykorzystać doświadczenia ładnych kilku lat na stanowisku PMa do prowadzenia szkoleń i trzeba było trochę usystematyzować wiedzę. A poza tym miałem świetny pretekst do odwiedzin w ulubionej Warszawie.
- Pisałem już o pierwszej w życiu wizycie w Paryżu. To, o czym tu nie wspomniałem, to jezioro, jakie zastałem w salonie po przyjeździe z lotniska. Akurat przed wielką burzą, moi lokatorzy postanowili zignorować instrukcje i wychodząc nie zamknęli dachowych okien… Sytuacja jest już opanowana, ale miałem naprawdę wesołą noc, doskonały poligon do ćwiczeń równowagi duchowej (“jestem spokojny, nie będę krzyczał”). Przekonałem się, też że nasiąknięty wodą dywan podnieść z podłogi jest bardzo, ale to bardzo ciężko.
- Trzymam dzielnie niską wagę z dalszą, obserwowaną z przejęciem tendencją spadkową. Wszystko dzięki dwóm prostym, niby-oczywistym trickom. Być może wkrótce napiszę na ten temat więcej.
- Zakończyłem porządkowanie przywiezionego z Wrocławia stosu starych kaset magnetofonowych. Nim skończyły w recyklingu, udało się zgrać kilka co smakowitszych ścieżek do plików mp3. Wśród wielu, wywołujących rozrzewnienie, kawałków znalazłem jeden szczególny. Przemawiam na nim cieniutkim głosikiem do… samego siebie w przyszłości. Pochodzi z, bagatela, kwietnia 1992!
Zapowiedzi oraz tekst i komentarz miesiąca.
Wahałem się, czy na tekst miesiąca nie wybrać krytycznej wypowiedzi najlepszego kumpla na temat mojej “drogi”. Ale niedoczekanie – wystarczy, że zostanie mu przyznany tytuł najlepszego komentarza: (oczywiście do TAMTEGO tekstu):
“Zamówienie było na tekst, wady dorzuciłem w gratisie (…).”
Wpisem, który wyróżnię jest – wspomniana już – opowieść o tym, czego nauczyło mnie życie, podczas kupowania mieszkania i brania kredytu hipotecznego. Swoją drogą – to wy, nie ja, powinniście wybierać tekst miesiąca. Od przyszłego podsumowania wyniki ogłaszał już będę na podstawie obiektywnych statystyk, a nie własnego widzimisię.
Czego można spodziewać się w kolejnym miesiącu? Będzie fitness, więc wybieraj – wolisz o sposobie na chudnięcie, czy o – proponowanej już jako temat na sierpień – cudownej formie ruchu, jaką jest Body Art? Poza tym na pewno pojawi się wywiad z kolejną, bardzo ciekawą osobą, jaką miałem okazję gościć u siebie za pośrednictwem airbnb. Reszta to na razie tajemnica.
Czytelnia
Tak się złożyło, że w refleksyjnym sierpniu czytałem i słuchałem wiele świetnych rzeczy. Oto wyjątkowo eklektyczne zestawienie tego, co mnie w ostatnich tygodniach zachwyciło:
- Zawodowo-karierowo: krótki, celny tekst Pauliny o jednej z najważniejszych spraw, o jakich powinien pamietać dobry przełożony.
- Życiowo: Dorota o tym, że złe wybory, to dobre wybory.
- Muzycznie: blog, który jest moim odkryciem miesiąca. Tekst o młodych polskich muzykach, którymi warto się zainteresować.
- Poszerzająco-światowe-horyzonty: Bardzo ciekawy, gościnny wpis u Zuzy z Kuala Lumpur na temat obecnej sytuacji politycznej w Malezji.
- I wreszcie odczapowo-historycznie: Nasz niedoszły, judeosceptyczny prezydent Grzegorz Braun w pasjonującym (uwaga: długie!) wykładzie o prawdziwych (raczej gorzelniano-szpiegowskich, niż patriotycznych) przyczynach wybuchu Powstania Listopadowego.
Na koniec zaś ścieżka, przy której wracając wieczorami rowerem znad nowohuckiego zalewu, doznawałem największego trance’owego odlotu (jesli taka muzyka całkiem cię odrzuca, spróbuj chociaż od 1:40).
PS W chwili, gdy czytasz te słowa jestem prawdopodobnie w Tatrach. Pierwszy raz w życiu! Do napisania!