Czasami pęd ku nowym doznaniom wynosi nas na interesującą mieliznę. Niczym w komedii z Jimem Carreyem, ostatnimi czasy moje imię to Yes Man. Im bardziej od czapy propozycja, tym bardziej prawdopodobne, że w to wejdę.
Środa 11 Marca, godzina 9:56
Zmordowany opuszczam ulubiony klub fitness po zajęciach Body Art.
Jutro wypadałoby iść pobiegać – myślę i bez enuzjazmu rozglądam się po obleśno-deszczowym krajobrazie za oknem.
Nie chce mi się biegać w takich warunkach, mam też już dość bieżni, a może by… moje oko wychwytuje grafik na dzień jutrzejszy i zajęcia o wdzięcznej nazwie Body Shape, prowadzone przez Arlettę, którą znam z recepcji. Czemu nie?
Czwartek 12 Marca, godzina 9:31
Stoję w wielkiej sali do ćwiczeń, z przodu lustra, na ścianach narzędzia przyszłych tortur. Tylko ja, one i… dwadzieścia dziewczyn. W tym momencie przechodzi mi przez myśl:
A jak to nie jest jakieś nowoczesne machanie sztangą albo coś, tylko… no samiczy aerobik?!?
W tym momencie weszła Arletta, odpaliła muzykę i poczęła skikać na prawo i lewo pokrzykując „raz i dwa”. Jezu, zapisałem się na aerobik! Przed sobą miałem 45 minut prosto z teledysku Call on me:
Rozważyłem ucieczkę, ale stałem z tylu – za wiele przeszkód do pokonania. Poza tym szkoda klubu, po takiej hańbie nie mógłbym się już tam więcej pojawić… Nie pozostało nic innego, jak skupić się i począć skikać, co wcale nie było tak proste. Aby nie pomylić choreografii, musiałem trwać przez całe zajęcia w tak skrajnym napięciu umysłowym, że nawet nie mogłem w spokoju obczaić koleżanek z grupy. Było wszystko – pajacyki, machanie rękami i ćwiczenia na stepie. Nareszcie, po latach zastanawiania się, dowiedziałem się też, co znaczy step-touch, co – niczym okrzyk bojowy – nie raz słyszałem zza drzwi sali do ćwiczeń.
Czwartek 12 Marca, 10:27
Opuszczam salę porządnie cały mokry od potu i nabuzowany endorfinami. Wcale nie było lekko. Zwłaszcza, że ambitnie (no przecież nie wezmę tyle, co kobieta!) wylosowałem dla siebie trzykilogramowe ciężarki, który to wybór nieźle dał mi w kość podczas wszystkich późniejszych wygibasów. Prawdę mówiąc gdybym wiedział co mnie czeka, to chyba bym tam nie poszedł. A tak… poważnie rozważam powrót, mam tylko nadzieję, że nie trafię kiedyś przypadkiem na Zumbę. Wiem już co to jest step-touch, ale jakoś nie palę się by zobaczyć „szase”.