Jeśli miałbym w jednym słowie streścić mój największy problem, powiedziałbym: bezsensowne spinanie się, że czegoś nie zrobię, nie zdążę, zapomnę, albo zrobię nie dość doskonale. Znalazłem obiecujące remedium – ale nie sądziłem, że aż tak ciężko będzie z niego skorzystać.
Medytacja. Większość słyszała, mało kto wie o co chodzi, jeszcze mniej praktykuje, a już najmniej nie ściemnia mówiąc, że robi to regularnie. Mi od jakiegoś czasu szczęśliwie udaje się zwisać gdzieś między dwiema ostatnimi kategoriami. Mam teraz dobrą okazję do podzielenia się doświadczeniami, jako że właśnie spędziłem dobę w buddyjskiej świątyni na górze Koya. Swoją drogą niesamowicie klimatyczne miejsce (za polecenie dziękuję Michałowi).
Buddyjski Cmentarz, jak podoba ci się tradycyjny symbol widoczny w prawym dolnym rogu?
Jako – jak to radośnie nazywam – skrajny racjonalista, z zainteresowaniem, ale i sporą rezerwą podglądałem buddyjskie obrzędy, na które nas zaproszono. Za to z entuzjazmem popędziłem na wprowadzenie do buddyjskiej medytacji shingon. Ale może od początku.
O co chodzi w medytacji? O nie myślenie o niczym przez określony okres czasu. Sobie siedzisz i oczyszczasz umysł ze śmieci. Metody są przeróżne – liczenie oddechów, śpiewanie mantr, uważność (czyli skupianie się na odczuciach w poszczególnych częściach ciała) i jeszcze wiele innych. Czemu aż tyle? Bo to trudne jak egzaminy w japońskich szkołach średnich! Przerwij teraz czytanie i spróbuj przez 47.5 sekundy nie myśleć o niczym.
Powodzenia. Pierwszą swoją sesję ustaliłem na kwadrans i było to najdłuższe 15 minut w moim życiu. Godzinę na zegarku sprawdzałem jakieś 70 razy. Jest ciężko, to chyba jedyne 30-dniowe wyzwanie, które pokonało Jakuba Ujejskiego.
Po co się torturować? Dla wyciszenia, oczyszczenia mózgu ze śmieci, niepotrzebnych obaw i zmartwień. Medytacja pozwala się uspokoić i łatwiej skupiać się później na poszczególnych sprawach, zamiast bezsensownie miotać się od jednej do drugiej. Buddyści wierzą, że jej praktykowanie prowadzi do duchowego oświecenia. Ja wierzę w to również – kwestia tego, czym dla nas to oświecenie jest.
Czy działa? Są podobno wiarygodne wyniki badań z wykorzystaniem tomografii i EEG mówiące, że tak. Czy działa na mnie? To już trudniejsze w diagnozie. Na pewno – jak pisałem – jestem kimś zupełnie innym, niż dwa lata temu. Tylko czy medytacja miała w tym jakikolwiek udział? Lubię wierzyć, że tak – w końcu dobrze by było, aby (prawie) codzienny kwadrans nie był stracony. Egzystuję więc w przekonaniu, że dzięki tym sesjom jestem bardziej zrównoważony, szybciej się odstresowuję i trudniej wpadam w pętle irracjonalnych zachowań.
Jak zacząć? Np. za pomocą świetnej strony i aplikacji Calm, prowadzonych (tzw. guided meditations) medytacji z youtube (polecam kanał The Honest Guys). Bardziej zaawansowanym i tym, których (jak mnie ostatnio) prowadzenie rozprasza polecam Online Meditation Timer, albo jedną z licznych aplikacji na smartfony (słowo kluczowe: meditation timer).
A czego nowego nauczyłem się na zajęciach prowadzonych przez Pana Mnicha?
- dłonie w koszyczek oparte na udach, a kciuki mają ledwo się stykać – być „jednocześnie razem i nie-razem”
- siedząc podwiń miednicę i wypuść brzuch do przodu – lepiej i pełniej się oddycha
- mnisi Shingon radzą – dość oryginalnie – zostawić oczy półprzymknięte, aby „widzieć” oba światy – nasze myśli oraz otoczenie, w ten sposób żadne z nich nie rozprasza nas z dużą siłą
- standardowo proponują liczyć oddechy do 10, ale bez rozpoczynania od nowa, gdy się rozproszymy (podobno tylko prawdziwi mistrzowie umieją dojść do 10), a zawsze liczyć do końca – w ten sposób nie ścigamy się sami ze sobą „wczoraj udało się do 7, dzisiaj też musi”
- często słyszy się, by dopadające nas w trakcie myśli traktować jak chmury płynące na niebie – niech sobie płyną. Pan Mnich polecił porównać je raczej do liścia spadającego z drzewa, będącego częścią puszczy pokrywającej wielką górę. Chcemy skupić się na górze – naszej jaźni – w całości, a nie przyglądać się pojedyńczemu liściowi. To było naprawdę dobre, bo miałem powoli dość chmur.
A teraz – zupełnie poważnie – kończę i idę pomedytować, odpędzić głupie myśli i rozterki oraz stres czekający mnie przed czekającym mnie w sobotę lotem.On wcale nie będzie do Polski…
A Ty masz jakieś doświadczenia z medytacją?