Podróż marzeń – wiesz z kim i dokąd, wiesz też co zobaczyć, a czego za Chiny Ludowe nie uda się wcisnąć w rozkład. Pora na ostatni kluczowy – poza pakowaniem plecaka (które – dosłownie – czeka mnie w czwartek) – krok w przygotowaniu wyjazdu. Wyciągamy na biurko portfel z kartą kredytową, będziem czynić rezerwacje! Ale najpierw…
… nie, nie kolejne wino, co najwyżej yerba mate. Najpierw – tak dla pewności zrobisz sobie ładną tabelkę, gdzie dzień po dniu rozpiszesz całą swoją podróż. Tak, też wydawało mi się to zbędne i śmieszne. Do momentu gdy, niczym Phileas Fogg, nie zapomniałem wziąć pod uwagę zmiany daty, spowodowanej przekroczeniem kilku stref czasowych. O kilkukrotnym nabraniu się na strony używające amerykańskich kalendarzy (tydzień zaczyna się w niedzielę i zaznaczenie złej daty bazując na „wyjeżdżamy w poniedziałek” jest bardzo łatwe) nawet nie będę wspominał.
Teraz pora zająć się bookowaniem noclegów i podróży. Najlepiej wszystkich. Tak, wiem – to słabe, wszystko zaplanowane w każdym szczególe. Dlatego zachęcam do planowania w trybie „po kilka dni w każdym miejscu” – aby w ramach tych odcinków można było pozwolić sobie na pełen spontan. Jeśli nie jesteś dysponującym (prawie) nieograniczonym czasem studentem, osobą kompletnie nie liczącą się z kosztami, albo nie jedziesz samochodem przez Midwest – proponuję jednak zastosować się do mojej metody.
Wyobraź sobie, że próbujesz zarezerwować nocleg albo bilet na samolot na następny dzień. Teraz dodaj do tej sielskiej skądinąd sceny: tablet kontra kompletnie nieprzystosowana dla urządzeń mobilnych strona; północ na zegarku, stan skrajnego wyczerpania wspaniale spędzonym dniem i konieczność pobudki nazajutrz o 6 rano; połączenie z internetem przywodzące na myśl lata 90te.
Been there, done that. Ot chociażby rok temu – zaliczyliśmy wraz z Bartem nieplanowany przejazd 600 km z Nowego Orleanu do Houston, bo bilety lotnicze z NOLA do Vegas raczyły w ostatniej chwili podrożeć o 500 baksów na sztuce.
Jeśli przytłoczy cię ilość roboty pomyśl, że i tak będzie trzeba ją wykonać i lepiej zrobić to na wygodnym domowym komputerze. Na pocieszenie dodam, że sporo stron nie pobiera opłat za anulowanie rezerwacji, albo opłaty te są groszowe. A gdy już o tym wspominam – noclegi rezerwuję wyłącznie za pomocą (w kolejności preferencji):
- Airbnb – lokalny klimat, możliwość zamieszkania w czyimś mieszkaniu (czasem z właścicielem, co akurat dla mnie jest mega-zaletą), co wcale nie wyklucza opcji zarówno super-luksusowych, jak i super-budżetowych
- HotelsCombined – na krótkie pobyty, ma w sobie oferty ze wszystkich wiodących sieci rezerwacji
- Hostels.Com – jeśli bardziej zależy ci na pieniądzach i lubisz klimat hostelowy (zwykle da się wyszukać droższe jedynki i dwójki oraz „mniej imprezowe” hostele)
Do lotów polecam tylko i wyłącznie Momondo, a lokalne przewozy autobusowe i kolejowe znajdziesz zaś szybko za pomocą przewodnika, albo Wujka Google.
Na koniec, spoglądając na kalendarz i wpisując w niego przypominajki o odpowiednich fantach, zrób listę zakupów, na przykład:
- przejściówki elektryczne
- lokalna waluta (w Krakowie polecam rewelacyjny kantor Parana na Grodzkiej – super-miły właściciel sprzedaje w bardzo dobrych cenach najróżniejsze egzotyczne waluty)
- leki – malaria? zestaw z adrenaliną? nifuroxazyd (zawsze!) itd.
Będziesz mieć okazję zainspirować się pełną listą „do zapakowania”, którą przedstawię w kolejnej – ostatniej – częsci tego cyklu. Na koniec pomyśl też, czy nie musisz zrobić z wyprzedzeniem następujących rzeczy:
- szczepienia – wiele szczepionek trzeba brać w kilku dawkach i cały cykl trwa np. miesiąc, albo i dłużej
- rezerwacjach lokalnych przewodników – ci najlepsi, a szczególnie pasjonaci wykonujący swe usługi za darmo, powinni być kontaktowani z dużym wyprzedzeniem
- rezerwacjach oraz formalnościach związanych z wstępem do lokalnych atrakcji – np. nocne zwiedzanie Alcatraz (rezerwować na pół roku wcześniej), Biały Dom (da się wejść, ale trzeba składać podania) czy Reichstag
- zamówić czegoś, co musi dojść do ciebie zza granicy, np. japońskie JR Pass, czy polecaną przeze mnie w podsumowaniu USA kartę ReadySim (da się kupić na miejscu, ale sieć sprzedaży jest super-uboga)
Kończę, bo zaczynam się już stresować, czy sam czegoś nie zapomniałem zrobić! Ostatni odcinek, będący jednocześnie reportażem z pakowania plecaka postaram się wrzucić jeszcze w tym tygodniu. O ile coś mi nie wybuchnie…