Miało być o Tel Awiwie, ale nie mogę się powstrzymać!
Planowałem wczoraj iść kibicować kumplowi na Cracovia Maraton. Zaczęło się od porannej walki wewnętrznej, oczywiście. Jakoś tak szaro – padać pewnie będzie, dopiero co wróciłem z Izraela – mam tyle rzeczy do zrobienia, nogi mnie bolą po wczorajszym treningu, etc., etc.
W końcu zebrałem dupę w troki i udałem się na Błonia z… dwoma teleskopowymi kijami malarskimi i taśma izolacyjną. Wspólnie z W. i J. zmontowaliśmy więc nawet transparent.
Miało być na godzinę-dwie. Zostaliśmy prawie do 14:00. Upoiła mnie pozytywna atmosfera. Przypadkowi przechodnie kibicujący biegaczom, wielki aplauz w momencie przebiegania niepełnosprawnych, grupa młodych dziewczyn z pomponami i transparentami drąca się:
Kim jesteś? Jesteś zwycięzcą!
Nie mówiąc już nawet o tym, jak serce roście, gdy człek przygląda się zawodnikom! A w około same uśmiechnięte twarze.
I tak jest nie tylko na Cracovia Maraton, i takich imprez jest coraz więcej i więcej. Dobrze jest i idzie ku lepszemu, naprawdę!
Tyle.
p.s. Artur (dupcyngiel) ukończył i wykręcił swoją życiówkę na 3:15. Biega od nieco ponad roku. Skubany!