antykruchość w życiu i w biznesie

Zostawić Las Vegas (2/2): The REAL, vintage Vegas

Honor Vegas uratował Erik, przewodnik ze spływu po Kolorado. Wysłuchawszy – bez zdziwienia – moich dotychczasowych wrażen, pokiwał tylko głową i polecił wyprawę na Fremont Street, do prawdziwego, starego Vegas.

W ramach ciekawostki miejsce, gdzie leży Strip i wszystkie te nowe hotele i kasyna leży poza granicami właściwego Las Vegas i nazywa się Paradise. Tym, czym Erik naprawdę skusił mnie na wyprawę do Vegas-Vegas był… Vegas Vic, neon z charakterystycznie wskazującym ręką kowbojem. Vic występował w czołówce Crime Story i strasznie chciałem zobaczyć go na żywo.

Z okolic Bellagio na Fremont najlepiej dostać się specjlnymi miejskimi autobusami kursującymi wzdłuż Stripu zwanymi Deuce. Taka przejażdżka to przeżycie samo w sobie. Kierowcy w czasie jazdy rzucają różnymi dziwnymi tekstami, np. zapowiadając przystanki, czy ponaglając pasażerów do wsiadania. Poniżej próbka, jako-tako oddająca tę atmosferę. I wcale nie uchwyciłem w niej najlepszych tekstów.

Im dalej byliśmy w czasie jazdy, tym bardziej mi się podobało. Staromodne, wielożarówkowe neony, kaplice szybkich ślubów, “Bail Bonds” – firmy, które za opłatą poręczają majątkowo za podejrzango w sądzie. W przypadku gdy delikwent się nie pojawi wysyłają za nim łowcę nagród. Tak więc chwilowo zapominam o tym, że nie lubię Vegas i chłonę widoki.

Przystanek Fremont. Czuję się jak w czołówce “Crime Story”. Jest Vegas Vic!  Zadzieram głowę i podziwiam – dla mnie to kwitnesencja vintage 50s-60s. Stylu, do którego mam niesamowitą słabość. Odwiedzam kilka kasyn, udaje mi się znaleźć miejsce zwane „Vintage Vegas”. Tam uczciwie tracę kolejne dwa dolary, ale na automacie, który ma prawdziwą wajchę i przy wygranej sypie monetami.

Fremont, Vegas Vic

Fremont 02

Co by tu jeszcze zrobic takiego typowo amerykańskiego – myślę, a wtedy właśnie mój wzrok zatrzymuje się na szyldzie sklepu monopolowego. Jasne, trzeba napić się w miejscu publicznym “z papierowej torby”. Nabywam Guinessa, bo Budweisera mam dość po meczu w Miami, pakuję do otrzymanej (każdy dostaje, bez pytania, dostosowaną do rozmiarów trunku) torebki i ruszam dalej. Wyszczerzam się, gdy od mijającego mnie, podejrzanego typka słyszę rzucone od niechcenia “coke”. Chce mi coś sprzedać, ale zapewne nie chodzi mu o coca-colę. Tym razem pozostaję jednak przy Guinessie.

Heart Attack Grill 01

Tymczasem wyrasta przede mną czerwony neon. Hm, czy to nie jest ten lokal, o którym Bart wspominał mi zanim tu przylecieliśmy? Heart Attack Grill. Dopijam piwo, wchodzę, kosmos!

Myśl przewodnia – nieważne, że niezdrowe, ważne że smaczne. Nieco niezgodnę z moją filozofią życiową, więc co ja tam właściwie robię? Wiadomo – smakuję lokalnej kultury! Sanitariuszka pakuje mnie w szpitalną koszulę. Siadam przy barze i składam zamówienie u siostry przełożonej. „Triple-bypass burger”, raz się żyje. Siostra uśmiecha się szeroko i stwierdza:

Skarbie, jak nie zjesz wszystkiego, będę zmuszona ukarać cię klapsem

Chwilę później orientuje się, że to nie żart. Na moich oczach delikwent, który nie dojadł porcji, dostaje na tyłek za pomocą specjalnej deski. O kurde. Odprężąm się jednak gawędząc z pochądzącymi z Wisconsin (po akcencie przysiągłbym, że  z Dublina) sąsiadami oraz zaordynowany przez siostrę zastrzyk Vodka-Jelly.

Heart Attack Grill 03

Gdy jednak otrzymuję swoją porcję nie umiem ukryć przerażenia.

Heart Attack Grill 06

Dopingowany przez obsługę – okazuje się, że jestem ostatnim gościem i atrakcją końca wieczoru – daję radę. Zostaję jeszcze chwilę po zamknięciu, rozmawiamy o życiu w Vegas i turystach. Zrobiło się późno. Jak zwykle – miałem wyjść tylko na chwilę porobić zdjęcia, a jest już grubo po północy. Zadowolony i najedzony wracam do hotelu. Przewiduję, że na kolejny posiłek będę miał ochotę najwcześniej za 24 godziny.

Dziś rano, przeżuwając śniadanie mistrzów na hotelowym balkonie, dumam nad ostatecznym werdyktem. Może wcale nie jest tu tak źle? Niestety, nawet wieczór na Fremont nie był w stanie uratować sytuacji. Jeśli lubisz hazard, kicz, zakupy bez opamiętania, albo rozmaite show w rodzaju musicali i pokazów iluzjonistycznych – to jest to miejsce dla ciebie. Ja już tam raczej nie wrócę.

Sniadanie na balkonie w Vegas

Around Vegas 04 Around Vegas 05 Around Vegas 06

antykruchość w życiu i w biznesie