antykruchość w życiu i w biznesie

40 min. siłowni tygodniowo: wyniki eksperymentu

Dwa miesiące temu ogłosiłem urbi et orbi „rezygnację z siłowni”. Rezygnację, czyli zamianę pocenia się cztery razy w tygodniu po 90 minut, na rzecz dwóch krótkich, intensywnych 20-minutowych treningów. Wszystko z troski o rozwój duchowy, na który wiecznie brakowało czasu i energii. Tak więc spędzanie na siłowni 85% czasu mniej po 65 dniach sprawiło że…

… nie zmieniło się praktycznie nic. No dobra, przytyłem:

Przed z lewej, po z prawej.
Przed z lewej, po z prawej.

Prawdopodobnie na skutek jednoczesnych eksperymentów ze zwiększeniem udziału tłuszczu w diecie. No dobra, głupio się wymiguje od wyznania brutalnej prawdy: większy udział (zdrowego!) tłuszczu całkiem mi służy, to moja miłość do masła orzechowego jest problemem.

Masło orzechowe Sante, sprawca tycia
Zamiast czubatej łyżeczki w owsiance bardzo często lądowały dwie… dwupiętrowe…

A w liczbach?

  • waga +1kg
  • pas + 1cm
  • uda, łydki, lewe ramię, prawe ramię, klatka: bez zmian

Konkluzje, czyli czy można ćwiczyć 40 minut tygodniowo?

Jak widać – zdecydowanie można. Jeśli interesuje cię wyłącznie zachowanie formy to jest to bardzo ciekawa alternatywa. Podejrzewam, że jeśli nie masz na sobie ani grama mięśnia, to takie podejście może nawet pozwolić co nieco przypakować.

Czy będę kontynuował? Jak najbardziej! Wkrótce Wielka Wyprawa i właśnie uczę się stawać stabilnie na rękach, aby na wyjeździe móc robić headstand pushups i inne ćwiczenia wyłącznie z wykorzystaniem masy ciała. Po powrocie – jeśli będę miał wenę – zrobię kilka tygodni tradycyjnego  treningu, aby nadrobić (i przegonić) ewentualne spadki formy, niemniej – większość roku planuję od teraz spędzać na takich zachowawczych treningach. Wciąż dają sporo zabawy, a jednocześnie zostawiają czas (i energię!) na próbowanie nowych rzeczy.

To co to za program i skąd go wziąłeś?

Z książki „4 Hour Body” (PL eBook, PL Książka, wersje angielskie). Ciekawa, inspirująca i dająca kopa do wielu, czasami dziwacznych eksperymentów. Mój, stworzony na jej podstawie. program przedstawiam niżej. W każdym przypadku faza „opuszczamy ciężar” oraz „podnosimy ciężar” ma trwać po 5 sekund, bardzo wolno, kontrolowanie, spokojnie:

  • Dzień Treningowy A (oczywiście poprzedzone drobną rozgrzewką);
    1. Jedna seria, siedem powtórzeń: Yates Row
    2. Jedna seria, siedem powtórzeń: wyciskanie żołnierskie
    3. Jedna seria, dziesięć powtórzeń skłonów na brzuch na piłce Bosu (może być coś innego w zastępstwie, chodzi o wsparcie dla pleców i możliwość wygięcia się do tyłu zwiększającego zakres ruchu)
    4. Jedna seria, dziesięć powtórzeń cat vomit excercise
  • Dzień treningowy B (rozgrzewka, pamiętasz?)
    1. Jedna seria, siedem powtórzeń wyciskanie sztangielek na lekkim skosie
    2. Jedna seria, dziesięć powtórzeń przysiadów ze sztangą (od 6-7 powtórzenia mam czarne kręgi przed oczami)
    3. Jedna serie, pięćdziesiąt powtórzeń kettlebell swing (czarne kręgi pojawiają się około trzydziestego, by przy czterdziestym nabrać wyraźnie czerwonej barwy)
    4. Trzy minuty na rowerze stacjonarnym na rozruszanie nóg (zmniejsza zakwasy)

Krótki czas trwania, mała ilość serii i powtórzeń pozwala na maksymalną koncentrację. Ba. wręcz ją wymusza! Skoro mam przed sobą tylko jedną serię ćwiczenia to nie oszczędzam się z ciężarem, a z każdego powtórzenia wyciskam co się da. I o to chodzi! Wszystko.

Naturalnie wiecie, że w przypadku prób eksperymentowania powinniście poradzić się trenera w kwestii techniki, prawda? Olejcie to co wam powie o tempie wykonywania, albo ilości powtórzeń, ale dajcie sobie poprawić to jak wyginacie plecy, albo prowadzicie gryf. Proszę.

Więcej relacji z takich eksperymentów?

Zdjęcie główne: Allan Foster
antykruchość w życiu i w biznesie