antykruchość w życiu i w biznesie

Teoretyzowanie

Realizujesz program z poradnika, grzecznie słuchasz rad trenera, ale efekty jakoś nie powalają. Myślisz, że to twoja wina, że za mało się starasz. Cóż – może masz rację, ale jeszcze bardziej prawdopodobne, że to twój trener jest do niczego.

Ostatnio pastwiłem się nad eksploratorami-hobbystami. Takimi, co to czytają poradniki i uczestniczą w kursach, by potem nie podjąć najmniejszej nawet próby przetestowania nowej wiedzy w praktyce. To niezbyt mądre – zgoda, ale co z tymi wszystkimi dzielnymi i odważnymi, którzy podejmują inicjatywę i próbują – tyle że bezskutecznie?

Raz, drugi, trzeci, ale nie wychodzi, nie działa. W niejednej głowie pojawia się wtedy myśl „jestem głupi i beznadziejny”. Otóż nie: nie jesteś. Winy szukaj raczej u autora porad – możliwe, że masz do czynienia z kimś, kogo w swojej obrazoburczej rozmowie na portalu INN Poland nazywam „niebezpiecznym teoretykiem”.
 
Ale od początku.
 
Stali czytelnicy wiedzą o mojej długoletniej miłości do siłowni. Przez ostatnich kilkanaście lat czytałem, oglądałem na temat ćwiczeń dosłownie wszystko, co tylko wpadło mi w ręce. Pochłaniałem, a potem eksperymentowałem i radziłem się trenerów. Nawet tak przerażających jak osławiona Dorota z krakowskiego Energymu, na głos której nawet najgorsze karki grzecznie odkładają na miejsce wzięte ze stojaka ciężary. Tak na przestrzeni lat nabyłem niemałą wiedzę i doszedłem do przekonania, że niewiele mnie już zaskoczy. Jasne – zawsze można będzie coś poprawić, ale rewolucji spodziewać się nie należało. A jednak…

Początkowo odrzucał mnie tytuł – “Bądź sprawny jak lampart” brzmi jak nazwa dodatku do Men’s Health. Dopiero gorące rekomendacje zaprzyjaźnionych fachowców sprawiły, że zamówiłem, zasiadłem do czytania i… tak – to był jeden z tak zwanych momentów 'ahaaaa’.

Weźmy taką poradę techniczną związaną z kolanami. Całe życie słyszałem, że ćwicząc mam trzymać je prosto, nie wysuwać za linię stóp ani nie pozwolić schodzić się do środka. Ale takie coś prosto jest zalecić – wykonać jednak trochę gorzej. Zwłaszcza gdy mija 45 minuta zajęć, a wbita w obcisłe legginsy ponętna trenerka drze się, że masz cisnąć i nie przestawać.

Kelly Starrett poza udzieleniem standardowej porady, robi jedną małą, dodatkową rzecz – na dwóch fotografiach, za pomocą splecionych palców uświadamia istnienie oraz budowę więzadeł krzyżowych. Przebiegają przez stawy kolanowe w taki sposób, że odgięcie ich na zewnątrz w przysiadzie nie robi wielkiego problemu, za to ruch do środka rodzi ewidentne ryzyko zerwania. W ten sposób nie pomyli mi się już nigdy w którą stronę kolana są „nielegalne”. Będę miał też silną motywację by olać swoje ego i w pierwszej kolejności zadbać jednak o własne kończyny.
 
Inny klasyk – wyciskanie sztangi. Ściągnij łopatki, opuść barki, napnij tułów, prowadź ruch z klatki piersiowej. Wszystko się zgadza. Jednak Starrlett, dodając swoje prawo rotacji kończyn, podpowiada nam dodatkowo: kiedy już ściągniesz łopatki i barki, zablokuj dłonie na gryfie tak, jakbyś chciał złamać sztangę. I już. Jeśli bywasz na siłowni – spróbuj. Jedna, głupia, banalna w zastosowaniu rada, która sprawiła że już nigdy i nigdzie i w żadnej pozycji sztanga nie lata mi na boki wymykając się spod kontroli. Prosty ruch, który zmienia wszystko.
 
Ale co to ma do nauki zarządzania, przemówień publicznych, samoobrony, czy nurkowania? Dużo, bo podziwiając prostotę i celnością tych rad, przypomniałem sobie własne edukacyjne przygody…
 
Kiedy czytałem o tym, jak zachować się na pierwszej randce, dowiedziałem się, że: mam być pewny siebie i zabawny. W efekcie robiłem z siebie bufona i idiotę. Zapomnieli dodać, że kobiety mają znakomity bullshit detector i to, co robisz i mówisz powinno być przede wszystkim naturalne i spójne z tobą.

Kiedy radzono mi jak schudnąć, dowiedziałem się, że najlepsze są regularne, zdrowo skomponowane posiłki. Ale nikt nie powiedział co zrobić, kiedy ma się sporo wyjazdów służbowych, kiedy niekoniecznie można w połowie nasiadówki z zarządem wyciągnąć pudełko z sałatką.

Kiedy uczono mnie jak realizować projekty, dowiedziałem się że powinienem całe przedsięwzięcie dokładnie rozrysować rozbijając je na zadania składowe. Przewidywany czas trwania tych ostatnich uzyskam od zespołu, a sumując całość dowiem się ile potrwa mój projekt. Nikt jednak nie zająknął się nigdy co zrobić, kiedy prezes mówi „to musi potrwać połowę krócej”, względnie kiedy dwa tygodnie po rozpoczęciu projektu misterny harmonogram wali się niczym domek z kart na skutek nieprzewidywalnych wcześniej przetasowań i innych niespodzianek.

I żeby nie było – nikogo (albo mało kogo) nie podejrzewam tu o złą wolę. Nasi eksperci radzą tak najczęściej dlatego, że albo brak im praktycznego doświadczenia albo (co często jest skutkiem pierwszego) nie przychodzi im do głowy, że ktoś może być w zupełnie innej sytuacji niż oni. W rezultacie otrzymujemy szczupłego z natury 21 latka, spędzającego kilka godzin dziennie na siłowni, który doradza zabieganym rodzicom po trzydziestce. Ekstrawertycznego przystojniaka podpowiadającego pryszczatemu nerdowi jak poznawać kobiety. Czterdziestoparolatka z doświadczeniem w projektach inżynieryjnych tłumaczącego coś millennialsowi z agencji reklamowej. 

A przekonanie o własnej racji, szczera chęć pomocy, dobry warsztat trenerski, kilka certyfikatów i schludny sweterek marki Tommy H. dodatkowo podnoszą wiarygodność owych mądrości i czynią ja te tym bardziej niebezpiecznymi. Nie dość, że stracisz czas i niewiele skorzystasz, to jeszcze będziesz czuć się winny – bo nie utrzymałeś diety, nie byłeś wystarczająco macho i nie rozpisałeś przedsięwzięcia na wszystkie możliwe warianty. A może ty się do tego wcale nie nadajesz?

Stop.

Zanim wyciągniesz tak pochopne (i autodestrukcyjne) wnioski, proponuje przetestować serwowany ci materiał. Jeśli podejście do tematu jest rzetelne – powinien zawierać odpowiedzi przynajmniej na kilka z poniższych pytań:

  • Motywacja: czy są jakieś pułapki w tym obszarze? Jak je przemóc? Często dana rada jest bardzo prosta – np. jedz mniej, podejdź do niej, ogranicz social media – a całe clue to garść sztuczek, które pozwolą się zmusić lub wytrwać w nowym postanowieniu. Inaczej taką radę można sobie włożyć w cztery litery. Jak najgłębiej.
  • Typowe wyzwania: jakich problemów możesz spodziewać się w trakcie? Jak sobie z nimi poradzić?
  • Wyjaśnienie przyczyn: jeśli musisz wykonywać coś w ściśle określony, upierdliwy sposób – jaki jest powód? Konkretnie i merytorycznie. Motywacja siada bardzo łatwo, jeśli pakujesz się w coś trudnego, a jedynym uzasadnieniem jest „a bo pan trener tak kazał”.
  • Tips & tricks: czy są jakieś sztuczki i triki pomagające we wdrożeniu? Na przykład: „złam sztangę”; zastosuj technikę pomodoro; zadawaj pytania otwarte.
  • Via negativa: czego na pewno nie robić? Jakie są najczęstsze błędy i jak ich uniknąć?

Na koniec zaś zostawiam moje ulubione: „W jakich okolicznościach porada ta nie ma zastosowania?”. Wszelkie odpowiedzi sugerujące, że masz do czynienia z prawdą objawioną, techniką która znajduje zastosowanie zawsze, wszędzie i bez wyjątkow oznaczają (niezależnie od wyników powyższych testów), że powinieneś dokonać natychmiastowej katapultacji. Szkoda czasu na oderwane od rzeczywistości teoretyzowanie. Lepiej poświęcić go na poszukiwanie odpowiedniego Kelly’ego Starretta.

antykruchość w życiu i w biznesie