antykruchość w życiu i w biznesie

Weź i mnie naucz

Zdenerwowany kiwam się w przód i tył na obcasach butów – szesnastu rosłych facetów przygląda mi się badawczo i bez cienia sympatii. Czuję, jak pod pachą formuje mi się strużka potu, a struny głosowe zaczynają niebezpiecznie falować. Pokonuję opór w gardle i zadaję kluczowe pytanie. Niestety po usłyszeniu odpowiedzi zaczynam pocić się jeszcze bardziej.

Na szkoleniach element tak nieodłączny, jak delicje szampańskie i piszące kiepsko markery – tak zwana rundka zapoznawcza. Jak masz na imię, na jakim pracujesz stanowisku oraz jakie są twoje oczekiwania. Ograniczam się zwykle do tych trzech pytań, ponieważ wolę sprawniej przejść do części merytorycznej oraz dlatego, że akurat te rzeczy interesują mnie w tym momencie najbardziej.

W szczególności co skłoniło kogoś, by z własnej, nieprzymuszonej woli spędzał zamknięty ze mną w jednej sali kilka dni. Czego oczekuje? Jak mogę mu to zapewnić (czy to w ogóle realne)? I zgadnij co odpowiada mniej więcej połowa respondentów:

Może dowiem się czegoś ciekawego. − wyznaje uczestnik niepewnym głosem.

Słowem – weź i mnie naucz. Czegokolwiek.

Niemniej jestem na taką odpowiedź gotowy. Jak turysta na stratę portfela w Barcelonie. Nie byłem za to przygotowany na to, co usłyszałem od grupy, którą wspominam we wstępie do tego tekstu:

Nie mamy żadnych oczekiwań. Prezes nas wysłał.

Prosimy przygotować się do awaryjnego opuszczenia samolotu.

To było jedyne jak dotychczas szkolenie, kiedy – wyznaję ze wstydem – po pierwszym dniu poczułem nieodpartą potrzebę napicia się i bez specjalnej walki wewnętrznej jej pofolgowałem.

No dobrze, a jak mogliby podejść do sprawy ci goście wiedząc o tym, że Prezes siłą wysyła ich na szkolenie? Co Ty mógłbyś zrobić w takiej sytuacji? Bo uwierz – nawet ci idący tam dobrowolnie najczęściej nie podchodzą do sprawy wiele lepiej niż zesłańcy.

Przed egzekucją

Poświęć chwilę, aby zadać i uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie:

Jak chcę wykorzystać ten czas? Jakie są trzy rzeczy, które chciałbym osiągnąć?

Przykłady:

  • Dowiedzieć się, czy warto budować harmonogram w sytuacji, gdy wiadomo, że terminy wyssane są z palca przez Sprzedaż.
  • Spotkać nowych, ciekawych ludzi albo poznać współpracowników bliżej i z zupełnie innej strony.
  • „Przetestować” prowadzącego, bo rozważamy wynajęcie zewnętrznego konsultanta.
  • Dowiedzieć się, jak radzić sobie z siedzącym w centrali za granicą menedżerem, który tylko wymaga, ale nie dostarcza koniecznych nam do spełnienia owych wymagań środków i informacji.
  • Nauczyć się jak przylepiać żółte karteczki tak, żeby nie odpadały ze ściany.

Jasno, prosto, konkretnie i szczerze. Zapisz sobie to, co wymyślisz, aby później wyegzekwować to na trenerze. Jeśli tego nie zrobisz – istnieje spore ryzyko, że zapomnisz szczegółów w stresie przebijania się przez korki o poranku w dniu szkolenia.

Tak. Jakoś tak się składa, że pierwszego dnia zawsze połowę grupy zatrzymują korki.

Szwedzki stół i jak zeń korzystać

Ty najlepiej znasz siebie, swoje preferencje i skrzywienia, a więc – notuj, podkreślaj albo ułóż piosenkę z tym, co cię zainspirowało. Słowem – zrób wszystko, co faktycznie zwiększy szansę, że zapamiętasz i użyjesz tego, co uznasz za przydatne. Rób to nawet wtedy, kiedy z góry wiadomo, że trener wyśle podsumowanie w postaci wyboru ze slajdów czy osobnego powtórkowego skryptu. To Twoje notatki i podkreślenia są najlepsze. Dlaczego – bo są Twoje. Sam wiesz najlepiej co wydało Ci się najprzydatniejsze i zapiszesz to na swój sposób i swoimi słowami.

Nie chodzi o kopiowanie wszystkiego ze slajdów. Zapisz to, co najlepsze, najciekawsze, najadekwatniejsze do Twojej sytuacji. Większość szkoleń trzeba traktować jak szwedzki stół. Na sali siedzą różne osoby, z różnym poziomem wiedzy i doświadczenia i w różnej sytuacji życiowej czy zawodowej. Nie ma ani jednej, dla której WSZYSTKO będzie przydatne, WSZYSTKO adekwatne i WSZYSTKO nada się do wdrożenia w praktyce.

Wracając do notatek – kiedy widzę uczestnika żywo reagującego i angażującego się w trakcie trzydniowego treningu, który jednak w tym czasie nie zanotował ani słowa, zastanawiam się ile on z tego wyniesie. Możliwości są dwie – jestem tak znakomitym trenerem, że wszystko, co ćwiczymy i omawiamy od razu wprasowuje się w korę mózgową i zostanie tam po wsze czasy. No i ta druga – że w tydzień po szkoleniu nie będzie pamiętał już nic. Niestety prawdopodobniejsza jakieś tysiąc razy bardziej.

Nie chodzi o to byś stenografował każde słowo. Po prostu zapisz i podkreśl najważniejsze dla siebie rzeczy. I niech to będzie tylko jedna kartka na jeden dzień szkolenia, niech będzie i pół kartki. Dzięki temu lepiej zapamiętasz i utrwalisz te najważniejsze dla siebie sprawy. Jest naukowo udowodnione, że 'przeprocesowując’ informację przez kilka naszych układów zmysłowych lepiej ją zapamiętamy. Z tego samego powodu jeśli poznajesz na konferencji np. Asię, dobrze powiedzieć:

Cześć Asia, miło mi cię poznać.

Jeśli powiesz 'Asia’ na głos, jest DUŻO większe prawdopodobieństwo, że faktycznie zapamiętasz to imię. I dokładnie tak samo jest z notowaniem.

Poza tym dręcz trenera merytorycznie – kwestionuj zasadność podawanych rozwiązań, proś o rozebranie na czynniki pierwsze historii z twojego doświadczenia, zadawaj pytania, drąż. Mów:

Fajnie pięknie, ale jak zastosować to w sytuacji takiej a takiej…

Nie bój się, że robisz coś nie tak – po to tam jesteś i po to jest tam prowadzący. Za to mu płacą.

Zresztą dobry trener, praktyk, fachowiec cieszy się z takiej sytuacji. Raz, że nie ma nic gorszego niż pasywna grupa, która tylko wpatruje się w ciebie jak stado zombies (wszelkie podobieństwa do grupy Prezesa – zamierzone), a dwa – pomagasz mu w ten sposób wygrać nierówną walkę z pewnym przekleństwem.

Klątwa wiedzy, The Curse of Knowledge

Wytłumacz dziecku, jak jeździć na rowerze. Wyjaśnij obcokrajowcowi dlaczego tu użyjesz biernika, a tam dopełniacza. Wyjaśnij kompletnie zielonej osobie, jak poprowadzić rozmowę rekrutacyjną. To trudne. Tym trudniejsze, im więcej masz w tym zakresie wiedzy i doświadczenia sprawiającego, że część rzeczy robi się jakoś tak sama z siebie. Bez rozważania niuansów ani przypominania sobie dokładnych recept.

Klątwa wiedzy to właśnie zgrabny termin na tę barierę. Na fakt, że osobie doświadczonej niesamowicie ciężko jest postawić się w sytuacji kogoś, kto tego doświadczenia prawie nie ma. Czego dokładnie nie wie? Co go nurtuje i trapi?

Wyjaśniając coś tak, jak podpowiada ci instynkt, na bank nieświadomie zrobisz zbyt wiele skrótów, zbyt wiele spraw uznasz za oczywiste i w rezultacie nikt nie zrozumie tego, co chciałeś przekazać. Jeśli z kolei zaczniesz tłumaczyć wszystko w najdrobniejszych szczegółach – zanudzisz lub co gorsza zantagonizujesz grupę, która może uznać, że traktujesz ją z góry albo zwyczajnie robisz sobie jaja. I tak źle, i tak niedobrze – pomóż biednemu trenerowi.

Swoją drogą – jeśli prowadzący cię czymś wkurza – powiedz mu to jak najszybciej NA BOKU. Na przykład w czasie następnej przerwy na kawę. To samo jeśli nabierzesz przekonania, że to szkolenie jednak nie jest dla ciebie – zdarza się i tak – powiedz to wprost, a potem grzecznie się ulotnij. Po co tracić kilka dni z życia, a czasem jeszcze przeszkadzać innym?

Po wszystkim

Kombinuj, próbuj, eksperymentuj, a kiedy pojawią się pytania (pojawią) – pisz do trenera. Prawie na pewno chętnie odpowie. Sam byś odpowiedział widząc, jak ktoś próbuje wdrażać to, co w pocie czoła próbowałeś włożyć mu do głowy przez kilka dni.

Tylko wtedy ma to sens, tylko wtedy możesz powiedzieć, że nie straciłeś kawałka życia na bezsensowne siedzenie w dusznej sali. Inaczej jesteś niczym przeciętny czytelnik poradników w rodzaju „Jak zmienić swoje życie i być szczęśliwym”. Co robi po zakończeniu lektury? Nic. Albo sięga po kolejny narzekając potem, że żadna z wyczytanych rad nie działa.

antykruchość w życiu i w biznesie