antykruchość w życiu i w biznesie

Jak wytrwać na rehabilitacji?

Przeciwności losu hartują i pozwalają się czegoś nauczyć – to jedno z ulubionych stwierdzeń fanatyków rozwoju osobistego. I jedno z niewielu, z którymi się zgadzam.

Wierzę w to tak bardzo, że staram się z premedytacją komponować swoje życie tak, by regularnie mieć do czynienia z nowymi, niekomfortowymi sytuacjami. Najlepszych okazji do nauki nie da się jednak oczywiście wykomponować – przynosi je sam los. Sęk w tym, że wziętym znienacka, diablo ciężko przyjąć i  zaakceptować nową sytuację, starając się wyciągnąć z niej coś pozytywnego 

Z takim właśnie wyzwaniem mierzę się każdego ranka odkąd poddałem się operacji biodra.

Godzina piąta, minut trzydzieści.

Codzienny scenariusz jest z grubsza ten sam. Pobudka i podreptanie do WC, by w trakcie załatwiania porannej potrzeby ze złością skonstatować, że niczym modelka z instagrama opieram cały ciężar ciała na jednej nodze, drugą podpierając się tylko palcami. Niestety nie – jak one modelki – celem lepszego wyeksponowania kształtnych pośladków, a dlatego że zastałe w ciągu nocy okolice zoperowanego biodra po prostu nie dają się wygodnie użytkować bez przykrego, graniczącego z bólem uczucia 'ciągnięcia’.

Po śniadaniu oraz porannej kawie ma zwykle miejsce spacer na pobliską siłownię celem wykonania serii śmiertelnie nudnych ćwiczeń rehabilitacyjnych, poprzeplatanych dla rozrywki kilkoma typowo siłowymi. Niestety także podczas tych ostatnich biodro nie daje o sobie zapomnieć, a dodatkowo odzywają się pozostałe partie odnóży oraz – szczególnie dotkliwie – nadgarstki i przedramiona. Z tymi problemy miewałem zawsze, ale pooperacyjne chodzenie o kulach pogorszyło sprawę na tyle, że zostałem praktycznie pozbawiony radości podciągania na drążku, czy nawet klasycznego robienia bica hantlem.

Co w takiej sytuacji może być pozytywnego?

Ból.

Co jest naczelną zasadą wszelkiej fizycznej aktywności? Do znudzenia powtarzaną w książkach, na forach oraz w filmach i tekstach fitnessowych guru? Prawidłowa technika! Czyli coś, z czym chyba każdy z ćwiczących miewa większe lub mniejsze problemy.

Bo jak tu nałożyć mniej na sztangę i wolno wyciskać, pilnując jednocześnie odpowiedniego ułożenia sylwetki; jak powstrzymać się przed przyspieszeniem, wybrać niższe tempo, ale za to biec lekko i technicznie; jak odpuścić ciężki trening na rzecz nudnej sesji rozciągania i rolowania? Jak zrobić to wszystko, kiedy w żyłach buzuje testosteron aż broda rośnie, a w słuchawkach właśnie zaczyna się ulubiony fragment składanki Epic Music?

Ból pomaga. Ból motywuje. Ból przywołuje do porządku. Tylko najpierw trzeba go zaakceptować.

Jeśli oni mogą…

Warszawa, lobby lotniskowego Marriotta, trzecia godzina spotkania. Fotel na którym siedzę staje się coraz bardziej niewygodny, co szczególnie daje się we znaki mojej mniej sprawnej nodze. Jestem już tylko o krok od kolejnej sesji użalania się nad sobą, kiedy przez obrotowe drzwi zaczynają wchodzić do środka niepełnosprawni sportowcy – najwyraźniej są tu zakwaterowani. Powykrzywiane kończyny albo zupełny ich brak, a na twarzach uśmiechy podekscytowania przed zawodami. Myśl była automatyczna:

Popatrz na nich tylko. A ty? Chyba już dość się nad sobą użaliłeś. Nic w tym złego, ale czas się otrząsnąć, bo do niczego to nie prowadzi.

Bingo

Wróciłem do źródeł, do eksperymentowania. Stłamsiłem ego, które chciałoby podnosić 150 kilo w martwym ciągu. Zacząłem więcej czytać.

powrot do zdrowia po kontuzji

Przeprosiłem się z niektórymi maszynami, poprosiłem nudzącego się trenera o korekty techniki, a kiedy doktor zezwolił poszedłem na BodyArt. Ale nie na wieczorną grupę dla twardzieli. Na poranną, gdzie średnią wieku uczestników przekracza 50tkę.

Wychodząc z zajęć miałem przed oczami fioletowoniebieskie pulsujące kręgi. Niby prosty trening, ale gdy skupisz się na tym, by wszystko wykonywać jak najlepiej, odrzucając przy tym ograniczające przekonania 'na to nie pozwoli mi zakres ruchu’, całość staje się nie byle jakim wyzwaniem. Wcale nie trzeba insanity workout, aby zobaczyć postępy, poczuć satysfakcję i wejść na endorfinowy haj.

Moje poranki nadal zaczynają się tak samo.

Ale powoli przestaje dołować mnie poranne stanie na jednej nodze. Przywołuje na twarz uśmiech, wspominam tamtych sportowców i skupiam na tym, co jest w zakresie moich możliwości i na co mam wpływ. Odnajduję pozytywy. Chociażby taki, że na porannych zajęciach nie uświadczysz spoconych byczków w trykotach z napisem „Żołnierze Wyklęci”.

Dlatego jeśli właśnie krzywisz się, bo dostałeś od losu niechciany prezent – pomyśl o tych, którzy mimo dużo większego zestawu podobnych podarków jednak się nie poddają. Zastanów się i podejmij decyzje. Opcje są dwie: użalać się nad sobą albo spróbować jakoś ów podarek wykorzystać.

antykruchość w życiu i w biznesie