Czyli o terapeutycznych właściwościach podróży warszawskim metrem.
W 1953 roku panowie Milner i Olds odkryli, że laboratoryjne szczury doskonale reagują na elektryczną stymulację pewnych rejonów ich mózgów. Tak doskonale, że dają się w ten sposób znakomicie tresować. Jeśli gryzoń zachował się zgodnie z życzeniem naukowców – otrzymywał przyjemnego kopa. W ten sposób bardzo szybko udawało się wzmacniać oczekiwane zachowania i zaoszczędzono sporo na żółtym serze. Nie wspominając już o zmniejszeniu ryzyka natrafienia na szczura-hipstera z nietolerancją laktozy.
Kilka lat później powyższy eksperyment doprowadzono do fascynującego, acz nieco drastycznego ekstremum. Pozwolono zwierzakom, by same aplikowały sobie dopaminowe (później odkryto, że w całej zabawie chodzi o neuroprzekaźnik zwany dopaminą) strzały. Efekty były przerażające. Uradowane zwierzątka nie rozmawiały, nie przytulały się do siebie, nie spały, nie jadły, nie piły, nie defekowały tylko rytmicznie, raz za razem wciskały magiczny guziczek. Aż do śmierci z głodu i wyczerpania. Ale za to z uczuciem pełnej błogości.
Minęło dokładnie pół wieku od pierwszego eksperymentu Milnera i Oldsa, kiedy student drugiego roku pewnej znanej amerykańskiej uczelni stworzył serwis, który nazwał Facemash. Potem sprawy potoczyły się szybciej. Rok później Facemash zmienił nazwę, a trzy lata później żywiący się marchewkami z własnego ogródka, apodyktyczny wielbiciel czarnych golfów zaprezentował światu dziwaczny telefon, którego użyteczność i potencjał sprzedażowy rodziły wśród ekspertów z branży spory sceptycyzm.
Reszta jest już historią. Z pulsującym w tle wszechobecnym plumknięciem sygnalizującym nowy SMS, email albo kolejną osobę, która wcisnęła przycisk z uniesionym w górę kciukiem pod zdjęciem twojego śniadania.
Co ma piernik do wiatraka?
W końcu ktoś skojarzył i zbadał to, co robi z ludzkim mózgiem ów dźwięk oraz tak cudny i radujący duszę widok czerwonej ikony powiadomienia. Zbadał i stwierdził, że chodzi o ten sam mechanizm, który sprawia, że szczury zapominają o jedzeniu, spaniu i kontaktach towarzyskich! Każda czerwona ikonka, każde plumknięcie to mini-strzał dopaminy. Dokładnie taki, jak przy seksie, spożyciu alkoholu, narkotyków, hazardzie i jak w szczurzej klatce. Tak samo cieszy. Tak samo niepostrzeżenie uzależnia.
Dlatego właśnie moje pobyty w Warszawie mają też wartość terapeutyczną.
Niby w każdym pociągu, tramwaju i autobusie widać to samo, ale dopiero stojąc w długim na kilkadziesiąt metrów wagonie metra osiągam pełnię efektu. Stoję i przyglądam się dziesiątkom wpatrzonych w ekrany i pieszczących je czule palcami współtowarzyszy podróży. Z zainteresowaniem obserwuję tych bez telefonu w ręce i zastanawiam się, który z nich jest naprawdę wolny, a który z regularnością zegarka kwarcowego będzie bezwiednie sięgał do kieszeni by sprawdzić sam-do-końca-nie-wie-co.
Stoję i patrzę z uczuciem politowania i zgrozy, bo odkąd przeczytałem o badaniu Milnera i Oldsa, zamiast wpatrzonych w ekrany twarzy widzę sympatyczne, pociesznie ruszające wąsikami szczurze mordki.
Tym prostym i tanim (3,40 PLN za bilet 20-minutowy) sposobem na kilka kolejnych miesięcy leczę się z pomysłów instalowania na telefonie nowych aplikacji i używania go do czegoś więcej niż nawigacji, sprawdzania rozkładu jazdy oraz nauki słówek. Nie żebym miał coś przeciwko szczurom, ale wąsiki mi nie pasują. Wolę swoją ludzką brodę.