antykruchość w życiu i w biznesie

Kiedy cele stają się ZBYT konkretne.

W 2017 schudnę 20 kilo, zarobię 2 miliony i znajdę męża.

Moment na takie dywagacje jest chyba idealny, bo fala noworocznych planów i publikowanych na ten temat tekstów zdaje się już szczęśliwie za nami. W niejednym z nich przeczytaliście pewnie o tym, co powinno cechować dobrze wyznaczone cele i postanowienia. Że powinny być sprecyzowane, osadzone w czasie i najlepiej mierzalne. Może czasem przytoczono też nieśmiertelną niczym Cykl Deminga regułę SMART.  Zasadę, mówiącą że każdy cel powinien być (cyt. za Wikipedią):

  • Specific – konkretny, jego zrozumienie nie powinno stanowić kłopotu, sformułowanie powinno być jednoznaczne i nie pozostawiające miejsca na luźną interpretację.
  • Measurable – mierzalny. Tak sformułowany, by można było liczbowo wyrazić stopień realizacji celu, lub przynajmniej umożliwić jednoznaczną „sprawdzalność” jego realizacji.
  • Ambitious – ambitny. Cel musi być stosunkowo trudny do osiągnięcia, musi stawiać wysoko poprzeczkę.
  • Realistic – realistyczny. Cel zbyt ambitny podkopuje wiarę w jego osiągnięcie i tym samym motywację do jego realizacji.
  • Time-bound – powinien mieć dokładnie określony horyzont czasowy w jakim zamierzamy go osiągnąć.

Brzmi rozsądnie? I słusznie, bo to całkiem sensowna metoda. Ale czy uniwersalna? Czy zawsze trzeba być aż tak precyzyjnym? Mówiąc wprost – czy nasze noworoczne cele i postanowienia na pewno muszą być tak do bólu skonkretyzowane i mierzalne? By to sprawdzić pozwoliłem sobie na pewien eksperyment.

2016:  nie cele, tylko wizja i strategia.

W styczniu 2016 zadałem sobie dwa podchwytliwe pytania:

Primo: co podczas wyznaczania i realizacji dorocznych postanowień zawsze szło mi dobrze?

Hmm. Wyznaczanie bardzo konkretnych, mierzalnych, SMART-owych celów i konsekwentne parcie do ich osiągnięcia.

Secundo: co sprawiało problemy?

Cóż. Z powodu skupienia na realizacji tego, co postanowiłem, brakowało mi potem czasu na spotkania z ludźmi, czytanie książek, czy jakąkolwiek spontaniczność. Poza tym – jak to często bywa – część założeń okazywała się zbyt ambitna i nierealistyczna. Notorycznie popełniałem błąd przyjmując za cel rezultat nie do końca zależny od moich działań. Wiesz co mam na myśli?

Może kiedyś ktoś, strofując cię, że cele powinny być konkretne i mierzalne, kazał ci zamiast 'w nowym roku wezmę się za siebie’ zapisać 'do 30 czerwca schudnę 10 kilo’. Otóż przykro mi, ale wpuścił cię w ten sposób w maliny jeszcze gorsze. Lepsze postanowienie brzmiałoby: 'przez cały rok będę ćwiczyć przynajmniej dwa razy w tygodniu po 45 minut i o połowę ograniczę jedzenie słodyczy i picie alkoholu’. W czym rzecz? A skąd wiesz na ile cel schudnięcia 10 kilo jest faktycznie realny? Może zrobisz wszystko, by go osiągnąć, a to i tak się nie uda? To jakby postanowić: 'w 2017 znajdę żonę’.

Możliwości są trzy – pierwsza (najmniej prawdopodobna): uda się; druga (kończąca się często dołem i zaniechaniem wszelkich pozytywnych związanych z postanowieniem działań): nie uda się oraz trzecia: by zaliczyć postanowienie ożenisz się z pierwszą lepszą. A w przypadku diety zastosujesz jakieś sprowadzające się do samooszukiwania obejście – np. głodówkę albo środek odwadniający. Byle tylko odhaczyć ’10 kilo zrzucone’, po czym radośnie udać się do monopolowego i cukierni. Dlatego takie cele, przynajmniej w pierwszej fazie realizacji, powinny być skupione bardziej na procesie niż efekcie: codziennie zagadam do jednej dziewczyny na ulicy.

Co jeszcze robiłem źle? Cóż. Czasem po kilku miesiącach przestawałem widzieć sens jakiegoś postanowienia i nie bardzo wiedziałem co z tym fantem zrobić. Anulować? Ale jak to świadczyć będzie o mojej konsekwencji i samozaparciu? No, to zostawiałem.

Dlatego zdecydowałem się na eksperyment. Wypisałem kilka pomysłów na to, czym mógłbym się zająć w ciągu roku, ale pozostawiłem je w takiej właśnie wyjściowej formie – jako inspiracje, które dopiero ewentualnie wezmę na warsztat. Skupiłem się zaś na czymś zupełnie innym – sformułowaniem 'Strategii 2016′:

Rozwijaj dalej biznes, siebie i realizuj co tam sobie postanowisz, ale po pierwsze – znajdź więcej czasu na czytanie (książek, nie Internetu!), a po drugie – na spontaniczność i spotkania z ludźmi. Jeśli przyjdzie decydować, czy spotkać się z kimś lub zrobić coś ciekawego, co właśnie przyszło ci do głowy versus realizować coś ze swojej listy zadań to – o ile świat się od tego nie zawali – bezwzględnie wybierz spontaniczność i spotkania!

Strategia 2016: Rezultaty.

Zaskakujące. Zaskakująco inspirujące.

Było to jedno z trudniejszych, ale i najbardziej rozwijających noworocznych postanowień, jakie kiedykolwiek powziąłem. Trudnych, bo zmuszających bym odpuścił dokładnie tam, gdzie było to dla mnie najcięższe. Ewidentnie było warto, bo 2016 – poza wydarzeniami z gatunku takich, na które nie mamy wpływu, był – chyba właśnie głównie dzięki owej strategii – wcale dobrym rokiem.

Cele i postanowienia 2017, czyli stare nawyki ciężko jest wyrugować.

Zabawne jest to, że choć 'Strategia 2016′ przyniosła tak obiecujące rezultaty, to spisując cele na 2017 zupełnie nieświadomie zdryfowałem w kierunku błędów przeszłości. Znów podkusiło mnie, aby moją wizję jak najbardziej skonkretyzować, zmierzyć i skwantyfikować. Kiedy tydzień temu opuściłem szpital po operacji biodra i leżąc w łóżku zajrzałem do tego, co zaplanowałem na ten rok – doprawdy nie wiedziałem, czy śmiać się czy płakać. Znalazłem tam na przykład kwiatki takie jak:

  • Przeczytać 100 książek.
  • Do końca marca mieć odłożone na koncie 40 tysięcy.
  • Odwiedzić znajomych w: Dubaju, Kijowie, Londynie i Dublinie.

Zabawne. Doprawdy pocieszne. Człowiek z jednej strony może widzieć wartość i rezultaty mądrej, wysokopoziomowej strategii, może ewangelizować innych o tym, że szczegółowe planowanie jest bez sensu, a wystarczy chwila nieuwagi i sam sobie zgotuje taki idiotyzm. Bo jakby tu powiedzieć…

Sto książek? Ten cel był chyba najbardziej – pardon my French – debilny ze wszystkich! Sam wielokrotnie wyśmiewałem takie postanowienia, a tu jakoś sam przetłumaczyłem sobie, że to znakomity pomysł. Taki bat na samego siebie, aby kontynuować zeszłoroczną strategię 'dużo czytać’. Palnąłem się w czerep dopiero, kiedy odkładając na półkę ciężkostrawną i działającą wybitnie nasennie, ale bardzo mi teraz potrzebną (tajemnicę zdradzę kiedy indziej) książkę wyjaśniającą meandry i zakola umów pomiędzy startupami a funduszami venture capital, stwierdziłem, że skoro przebicie się przez nią zajęło mi dwa tygodnie, to teraz muszę wziąć się za coś krótkiego. Coś, co pozwoli mi 'nadrobić straty’ w ramach wyznaczonych celów. I już sięgałem po najcieńszy na całej półce Nocny lot Exupery’ego, kiedy uświadomiłem sobie, że wcale nie mam nastroju ani ochoty na tę książkę, że sięgam po nią tylko po to, aby wyrobić normę.

Pa-ra-no-ja.

Postanowienia związane z odwiedzaniem znajomych i zarabianiem pieniędzy też nie okazały się mądrzejsze. Zwłaszcza w kontekście pogarszającego się problemu z biodrem i tego, że po kilku miesiącach poszukiwań znalazłem wreszcie sensownego lekarza i umówiłem się na operację. I co teraz? Może powinienem zrezygnować, bo uszczupli mi ona budżet (nie uskładam 40 tysięcy do końca marca!) i na jakiś czas kompletnie uziemi (żegnajcie odwiedziny u znajomych!)? A może powinienem zrobić operację, a później się spiąć? Jedno zlecenie zrealizuję w marcu, kiedy będę jeszcze kuśtykał o kulach, a odwiedziny u znajomych skrócę i ścieśnię tak, żeby wyrobić się ze wszystkimi…

Mam nadzieję, że w tej chwili pukasz się w głowę i znasz prawidłową odpowiedź na pytanie, co powinienem był zrobić w takiej sytuacji.

Odpuścić i zrewidować swoje postanowienia.

Tak, na szczęście opamiętałem się i ponownie usiadłem do notatki opatrzonej nazwą 'Cele 2017′. Dwie godziny i jedną kawę później jej odświeżone fragmenty wyglądały już następująco:

Strategia: Konsekwentne, regularne pytanie “po co?” oraz stosowanie PDCA. (…) Planuj mniej niż wydaje ci się, że dasz radę, co da więcej czasu na jakościową realizację, rzadszy dół że 'nie wyszło’ i więcej buforu dla przyjemności, spotkań towarzyskich oraz pracy prawej półkuli.

(…)

Finanse: Najszybciej, jak to będzie w zakresie moich możliwości, odłożyć pieniądze zapewniające mi sensowne utrzymanie na 6 miesięcy do przodu (25 tysięcy), starając się następnie nie naruszać tej rezerwy. Nie panikować jednak kiedy do tego dojdzie – w końcu ona od tego jest! Zaciskanie pasa wdrożyć kiedy jej wartość spadnie poniżej 12,5 tys.

Podróże: Postarać się pojechać w przynajmniej jedno z miejsc, gdzie mam zaproszenie. Skupić się przede wszystkim na tym by był to pozytywnie spędzony czas, a nie 'zaliczanie’ kolejnej podróży czy serii atrakcji z listy.

Książki: Postarać się wyczyścić swoją półkę ze stosikiem do przeczytania i nie dokładać tam niczego nowego, póki nie będzie tam mniej niż dziesięć książek.

(…)

W ten sposób mam coś, co faktycznie mi pomoże, co wyznacza kierunek i pomaga podjąć decyzję w chwili wątpliwości. Coś wartościowego, motywującego i przydatnego, a nie tylko sztywny plan, którego spełnienie pewnie nie raz wymagałoby zamknięcia oczu na rzeczywistość, ignorowania pojawiających się szans, a czasem wręcz uciekania się do idiotycznych sztuczek (ten Nocny lot), byle tylko cyferki się zgadzały. Każde narzędzie trzeba stosować umiejętnie. A więc: SMART – tak. SMART bezmyślnie, za wszelką cenę i bez względu na okoliczności – nigdy.

A ty? Masz motywujące postanowienia, czy cele… więzienne?

PS Wszelkie podobieństwo do stawianych w rozmaitych firmach i projektach targetów, KPI oraz innych wskaźników jest jak najbardziej wskazane i zamierzone.

antykruchość w życiu i w biznesie