Podsumowanie czerwca: babcia traci nadzieję, czytam akta IPNu oraz dostaję rykoszetem za błędy sprzed kilku miesięcy.
Dobry wieczór, ukłony z pociągu relacji Augustów-Kraków. Wyjechaliśmy z Warszawy, zaczęło się ściemniać, a temperatura w przedziale łaskawie spadła poniżej trzydziestu stopni. Można więc zabrać się za relacjonowanie minionego miesiąca.
Największa nauczka jaką dostałem.
Brzmi: niepochlebne opinie potrafią mutować i rozprzestrzeniać się niczym wirus świńskiej grypy. Szczególnie w korporacjach. Pierwszy raz przekonałem się o tym boleśnie, kiedy pracowałem w Onecie. Nie przytoczę wam tej historii. Pewnych rzeczy gentleman nie opowiada. Przytoczę za to tę z ostatniego miesiąca.
Poprowadziłem szkolenie dla pewnej mającej biura w Krakowie korporacji. Było przeciętnie – trochę bez chemii, trochę przeszkadzał rozstrzał grupy pod względem doświadczenia, ale mimo wszystko wyszedłem stamtąd z przeświadczeniem, że odwaliłem solidną robotę, że udało mi się przekazać porcję konkretnej, praktycznej wiedzy. Potwierdziły to z resztą wypełnione przez uczestników ankiety. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy w 24h później (dokładnie w moje urodziny) odebrałem niezbyt przyjemny telefon.
Okazało się, że klient złożył reklamację. I to bardzo ostrą.
Kiedy zobaczyłem zarzuty – dosłownie opadła mi szczęka. Połowa z opisanych wydarzeń w ogóle nie miała miejsca! Kolejne były przekręcone i wyolbrzymione, a reszta (także po odpowiednim podrasowaniu) pochodziła z… innego treningu, który prowadziłem w tej firmie kilka miesięcy wcześniej.
Przyznaję. Tamte dwa dni, były moją największą dotychczasową szkoleniową wtopą. Porażką, której poniosłem konsekwencje i na której wiele się nauczyłem. Nie sądziłem, że jej żniwa zbiorę ponownie, w tak kuriozalnej formie i tak niespodziewanie. Jedynym znakiem ostrzegawczym była mała grupa uczestników wymieniająca wciąż porozumiewawcze spojrzenia i uwagi. Zignorowałem to i teraz mam za swoje.
Skrót pozostałych wydarzeń.
- W czerwcu bawiłem się na aż dwóch weselach, co przy mojej totalnej awersji do tego typu imprez, jest iście imponującym wynikiem. Pierwsze „tak” powiedział mój kuzyn, a w tydzień później para moich bardzo dobrych znajomych. Przyznaję, że na rodzinnym weselu bardzo zawiodła mnie babcia. Tylko raz zapytała „a nie ma tu jakiejś panny dla ciebie”. Całkiem już chyba straciła nadzieję, biedaczka.
- Między innymi na skutek owych wesel, odbyłem niesamowity maraton po kraju. W ciągu jednego tygodnia pokonałem trasę: Kraków – Wrocław – Jelenia Góra – Wrocław – Gdańsk – Warszawa – Suwałki. Marzę teraz o jakimś tygodniu okropnej, nudnej i regularnej monotonii.
- Suwałki to właśnie z racji tego drugiego wesela, które odbyło się nad brzegami jeziora Wigry. Napiszę tylko, że była to moja pierwsza wizyta na Podlasiu, ale wiem już, że zdecydowanie nie ostatnia!
- Wizytą na Future Shorts Spring 2016 w krakowskim BALu otworzyłem letni sezon kinowy, a wizytą nad Zalewem Nowohuckim letni sezon jogi w plenerze.
- Pierwszy raz odwiedziłem seminarium IPMA. Organizacji zrzeszającej kierowników projektu, o której wiedziałem dotychczas bardzo mało. Muszę przyznać, że poziom organizacyjny i merytoryczny spotkania, na które wybrałem się we Wrocławiu był naprawdę wysoki. Przynajmniej w porównaniu do tego, do czego sam niegdyś przykładałem ręce w ramach PMI w Krakowie.
- Postanowiłem także odwiedzić jeden z polskojęzycznych klubów Toastmasters działających w Krakowie. Tak, jak w jego anglojęzycznym bliźniaku wszyscy nadmiernie sobie gratulowali i bili brawo, ale mimo to sądzę, że jeszcze się tam wybiorę.
- Pierwszy raz w życiu miałem w ręku kopię akt IPN. Dziwnie czyta się historię własnego dziadka i pradziadka sprzed ponad pięćdziesięciu lat i opowiadaną z punktu widzenia UB-ków i donosicieli.
Tekst miesiąca.
Nawet nie za treść, a za jedne z najwartościowszych i najbardziej merytorycznych komentarzy, jakie kiedykolwiek pojawiły się na tym blogu – raport z mojej ucieczki z Krakowa.
Co w lipcu?
Na pewno: czytelnicze podsumowanie miesiąca i obiecany jakiś czas temu tekst o moim systemie inwestycyjnym. Chciałbym też wreszcie szerzej wyjaśnić o co chodzi z tym całym antifragile, czyli z antykruchością.
Na koniec: rozwiązanie mini-konkursu.
Ogłoszonego w tekście o polowaniu na stare zdjęcia. Bon od Skano.pl powędruje do Marty!
A swoją drogą to nasze TLK z Suwałk jest już mocno spóźnione!