antykruchość w życiu i w biznesie

Raport mola książkowego 6/2016

Dziś wbijam szpilki ubiegłorocznej noblistce, nabywam książki od bezdomnych, odwiedzam radioaktywne miejsca i czytam ulubiony poradnik Bridget Jones.

Największy czytelniczy sukces czerwca? Nie ilość, bo skromne dziesięć książek przy prawie dwudziestu w maju wypada dość blado. Moim powodem do dumy są tym razem postępy w rozwijaniu umiejętności mówienia „nie” i przerywania lektur, które zaczynają mnie nużyć i w których przestaję dostrzegać jakąkolwiek wartość.

A to wcale nie takie proste.

Wszystkiemu winien jest upór, znany też pod nazwą samozaparcia. Bo skoro już zacząłem, skoro recenzje dobre, to przecież wypadałoby skończyć. Tylko pytanie w imię czego? Dlatego niniejsze podsumowanie otwierają dwie książki, które po kilkudziesięciu stronach porzuciłem brutalnie jak Nergal Dodę.

Spike Lee: Best Seat in the House. Wyglądało to obiecująco – nabyte za pięć złotych od bezdomnego na coniedzielnej wrocławskiej giełdzie na Świebodzkim wspomnienia cenionego przeze mnie reżysera, opisane przez pryzmat miłości do koszykówki i nowojorskich Knicksów. Niestety przy kolejnej przepełnionej nazwiskami i wynikami meczów, zapisanej niezrozumiałym slangiem stronie postanowiłem się poddać. Ale przynajmniej była tania i ładnie wygląda na półce.

Swiatłana Aleksiejewicz: Czarnobylska modlitwa – kronika przyszłości. Gniot miesiąca. Mimo takiej a nie innej oceny, bardzo jestem wdzięczny Asi, od której dostałem ją w urodzinowym prezencie. Dzięki temu znów mogłem przekonać się, że to co nagradzane (autorka jest laureatką literackiego Nobla 2015) i chwalone, niekoniecznie nagradzane i chwalone jest słusznie.

Konkretniej?

Alergicznie reaguję na nadmierną egzaltację, a to co robi w tej dziedzinie autorka, ociera się o granice absurdu. Mamy do czynienia z dramatycznym dramatem udramatyzowanych bohaterów dramatycznego dramatu. Tak, Czarnobyl był wielką tragedią, ale kiedy czytam, że był gorszy niż obozy koncentracyjne, albo trafiam na przydługie fragmenty poświęcone straszliwemu losowi… (słusznie) odstrzeliwanych po katastrofie napromieniowanych dzikich zwierząt, to nie wiem czy reagować śmiechem, czy ukryciem twarzy w dłoniach.

Do tego, mimo całego mojego zrozumienia dla formuły quasi-reportażu, z przykrością stwierdzam, że Aleksiejewicz miejscami zwyczajnie bredzi. Już na samym początku poznajemy żonę jednego ze strażaków biorących udział w akcji gaszenia elektrowni. Opis tragicznej walki z chorobą popromienną naprawdę chwyta za serce. Do chwili, kiedy w relacji pojawia się wątek podróży żony Wasi-strażaka do Moskwy i dostania się przez nią do umieszczonego w zamkniętej klinice, umierającego męża. Pomyślmy: Związek Radziecki, lata 80-te, żona prostego strażaka z jednostki w zapadłej dziurze na Ukrainie. I owa żona leci samolotem (!!!) do Moskwy i zostaje wpuszczona do zamkniętej kliniki. To brzmi znakomicie i dramatycznie, tyle, że podobnie jak sąsiadujące z nią opowieści o przerośniętych, zmutowanych zwierzętach, całkowicie nieprawdziwie.

Czytałem do momentu, gdy nie mogłem już wyzbyć się natrętnego wrażenia, że wszystko to jest precyzyjnie wyliczone na wywołanie poczucia winy i taniego wzruszenia u zachodniego czytelnika, może nawet z nadzieją na jakąś literacką nagrodę. Ze mną nie wyszło, ale z jury w Sztokholmie autorce udało się bez pudła.

I żeby nie było, temat Czarnobyla i katastrofy zgłębiony mam całkiem nieźle. Z wizytą w Strefie włącznie.

pod elektrownia w czarnobylu

Czerwcowa ukończona dziesiątka.

  • (1 i 2) Robert Greene: Art of Seducion, 33 Strategies of War. Dwie książki, które z powodu znakomitego 48 Laws of Power od dawna były na moim radarze. Spodziewałem się przyzwoitej rozrywki, ciekawych historycznych anegdot i przynajmniej kilku życiowych porad i inspiracji. Dostałem coś, co fachowo nazywa się: odcinanie kuponów od minionego sukcesu.
  • (3) Miloš Urban: Lord Mord. Kontynuacja napoczętej w zeszłym miesiącu serii eBooków z wyborem współczesnej czeskiej prozy. Kryminał osadzony w historycznych realiach Pragi początku XX wieku. I jak większość podobnych, produkowanych masowo pozycji, poza historycznymi smaczkami, boleśnie słaby.
  • (4) O wiele lepsza, choć miejscami przyciężkawa okazała się Rybia krew Jiriego Hajiceka. Okres przełomu lat 80/90, mała, mająca zostać wysiedlona i zniszczona pod budowę wielkiej elektrowni wioska i wychowujące się w pozornie-normalnych-ale-pogmatwanych-jak-wiele-innych rodzinach nastolatki. Całość popsuło mi dopisane jak gdyby pod dyktando poganiającego wydawcy prostackie zakończenie. Ale mimo wszystko było warto.
  • (5) Najlepszy z czeskiej serii Koniec Punku w Helsinkach Jaroslava Rudiša. Punk Rock, NRD, Czechosłowacka Republika Socjalistyczna, Trabanty, młodzieńczy bunt, przemiany ustrojowe i bezglutegowe smoothies. Czytało się znakomicie, podobnie jak łykniętą miesiąc wcześniej Aleję Narodową tego samego autora. Zacząłem nawet poszukiwać innej jego książki – Nieba pod Berlinem, niestety bezskutecznie. Ktoś poratuje?
  • (6) Scott Peck: The Road Less Travelled. Klasyka poradników samodoskonalenia i rozwoju osobistego. Ulubiona książka Bridget Jones. Ciekawa, ale bardziej ze względów historyczno-kulturoznawczych. W przeciwieństwie do takiego Carnegiego czy Covey’a raczej nie wytrzymała próby czasu.
  • (7 i 8) Richard Dawkins: The Selfish Gene i Matt Ridley: The Red Queen. Klasyka współczesnych badań nad ewolucją, genetyką, doborem naturalnym i sensem życia. Trochę mało przystępne i przeładowane przykładami, ale nadal fascynujące lektury. Refleksja po przeczytaniu? Jak bardzo wszystko, czego uczą nas z tych dziedzin w szkole jest uproszczone i jak mało, mimo buńczucznych doniesień w Focusach i innych popularnonaukowych wersjach „Faktu”, tak naprawdę wiemy o wszystkich tych zagmatwanych, sterujących nami mechanizmach. A i jeszcze dowiedziałem się, że geje brzydzą wszystkich nie-gejów, a lesbijki nie brzydzą nikogo.
  • (9) Erik Wahl: Unthink. Obudź w sobie kreatywnego geniusza. Kolejny urodzinowy prezent i niestety kolejny (czyżby zła passa) straszliwy gniot! Nauczka by dokładnie czytać recenzje. Na Amazonie większość (średnia 4,5 na 5!) ewidentnie została kupiona przez autora lub wydawcę. Jedna z nielicznych uczciwych doskonale podsumowuje to dzieło: „To trywialne: połącz swoją dziecięcą kreatywność z mocą dojrzałej wiedzy, kieruj się sercem intuicją”. I tak przez dwieście stron…

(10) Książka miesiąca Jurgen Apello: Management 3.0. Jak „twarda” książka z zarządzania została moją lekturą miesiąca? Przystępnie napisana; doskonale podsumowująca i rozwijająca moje własne przemyślenia na temat zarządzania ludźmi, projektami i organizacjami; inspirująca do wdrażania i przekazywania tej wiedzy światu; zawierająca zdrową, zajawiającą jedynie temat i sugerującą dalsze lektury i poszukiwania, dawkę zagadnień naukowych i filozoficznych. Pozycja obowiązkowa dla każdego chcącego odnaleźć się w świecie współczesnego zarządzania.

Na koniec przekazuję głębokie ukłony z Green Cafe Nero przy Chmielnej w Warszawie, składam MacBooka i idę na jogę. A potem może poczytam coś na ławce na Powiślu.

antykruchość w życiu i w biznesie