antykruchość w życiu i w biznesie

FOMO, czyli wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Nie wiem, jaki jest damski odpowiednik, ale męska wersja tej frustrującej historii przedstawia się następująco:

Mam za sobą długi tydzień – pełen pracy, przejść osobistych i ciężkich treningów. Jeden z tych, pod koniec których dopada mnie ten specyficzny stan sprowadzający moje marzenia do trzech rzeczy: chwili spokoju, chwili spokoju i chwili spokoju. I właśnie wtedy pada propozycja:

Cześć, słuchaj, wpadnij jutro wieczorem do XYZ, będziemy ze znajomymi, napijemy się piwa! Będzie fajnie!

Myśl pierwsza: no może… Myśl druga: nie, nie, nie! Jestem zmęczony, nie chce mi się. Chcę pograć na komputerze siedząc na krześle w samych gatkach, albo czytać dziwaczne opowiadania Murakamiego chrupiąc surowe buraki (true story).

Przecież dobrze wiem jak będzie – połowa zaproszonych nie przyjdzie, a druga spóźni się dwie godziny i będzie składała się z trzech zakochanych par planujących właśnie budowę domu, kupno psa, albo przejście na dietę bezglutenową. Nie! Nienawidzę tych chwil, kiedy muszę zmuszać się do wyjścia z domu, bo wcześniej z rozpędu się zadeklarowałem.

Nie stary, nie dam rady, naprawdę. Miałem ciężki tydzień.

Uff.

Cztery dni później.

Spokojny poranek, relaksuję się po porannym BodyArcie popijając kawę z wielkiego kubka z wizerunkiem Prosiaczka i z głupia frant sięgam po tablet. Nowa wiadomość:

Yo! Żałuj, że cię nie było w sobotę! Niespodziewanie wpadł Wojtek, który robi dużą kasę na amerykańskiej giełdzie, opowiadał niesamowite rzeczy! A potem zmieniliśmy lokal i dosiadły się do naszego stolika dwie wysokie blondynki, była świetna muza, bawiliśmy się do czwartej rano!

Czytam te słowa, czując jak narasta we mnie frustracja. Znów to zrobiłem, znowu olałem ciekawą towarzyską propozycję. Leniwie wybrałem wypoczynek, zamiast socjalizować się, dać szansę życiu oraz losowi. Znów wygrał we mnie aspołeczny introwertyk. Wojtek brzmi, jak ktoś kogo chciałbym poznać, nie wspominając już o dziewczynach – wysokie blondynki, ech…

Stop!

Znowu prawie dałem się złapać. Dopadło mnie ex-postFOMO. Strach przed tym, że ominęło mnie coś fajnego, że straciłem szanse wspaniałego i wartościowego spędzenia kawałka czasu. Znów prawie poczułem się winny. Prawie, bo zbawiennie przypomniałem sobie coś, co z FOMO wyleczyło mnie już kilka lat temu.

Sytuacja była niemalże identyczna, może nie było tam Wojtka albo dziewczyny miały inny kolor włosów. Nieważne. Ważne, że podobnie jak teraz dopadło mnie to okropne poczucie winy – straciłem możliwość przeżycia wspaniałego wieczoru.

Opowieść była jednak na tyle przekonująca, że powodowany impulsem usiadłem do komputera i zacząłem na jednym z serwisów publikujących zdjęcia z klubów szukać relacji z owej wystrzałowej imprezy. Nie musiałem szukać długo, bo pośród bogatej fotograficznej dokumentacji minionego krakowskiego weekendu, zdjęcie przedstawiające kumpli wyjątkowo rzucało się w oczy. Nie mogłem mieć im niczego do zarzucenia – doskonale potwierdzały relację o szampańskiej zabawie i zapoznanych niewiastach.

Na drugim planie widniał stolik pełen pustych szklanek od Tyskiego, na pierwszym zaś prężyło się dwóch samców odzianych w dziko rozchełstane, przepocone koszule. Mętność spojrzenia sugerowała, że to oni byli konsumentami widocznego na drugim planie piwa. Dodatkowym potwierdzeniem mojej śmiałej teorii były widoczne na zdjęciu niewiasty. Te, których tak bardzo zazdrościłem im, kiedy zdawali relacje z imprezy. Były to bowiem klasyczne, rasowe, dyskotekowe borsuki.

Dla przypomnienia, borsuk wygląda tak:

Kobieta Borsuk

Przypomniawszy sobie więc chwilę tego może mało chlubnego, ale jakże radosnego triumfu, westchnąłem, uśmiechnąłem się i przestałem żałować kolejnego 'straconego’ wieczoru.

Project Hollywood.

Bodźcem do przytoczenia powyższej historii, był krótki research, który wykonałem po napisaniu zeszłotygodniowego tekstu o książce inspirującej rzesze domorosłych uwodzicieli.

Każdy, kto miał okazję czytać Grę, był pewnie mniej lub bardziej pod wrażeniem bogatego i ekstrawaganckiego stylu życia, który prowadzili jej bohaterowie. Hasła takie jak: willa na wzgórzach Hollywood, podrywanie pięknych kobiet i zabawa na ekskluzywnych imprezach z celebrytami, potrafią działać na wyobraźnie, nawet jeśli taki styl życia odbiega od twojego ideału.

A potem znalazłem zdjęcia, które opublikował jeden z bohaterów książki i wszystkie moje wyobrażenia legły pod wielką, smutną stertą gruzu:

Ekskluzywny styl życia, Hollywood i celebryci powiadasz….?  Zaprawdę nigdy już nie uwierzę opowieściom kumpli. Ani kolorowym zdjęciom z twojego Facebooka!

antykruchość w życiu i w biznesie