antykruchość w życiu i w biznesie

Jak sprytnie zacząć jeść mniej?

– Igor, Igoooor – dochodzi z kuchennej szuflady. – Będę twardy, będę twardy, będę… – powtarzam sobie. Na próżno. Myśl o ponętnej paczce fistaszków staje się coraz trudniejsza do opanowania. Gdyby nie jeden z moich wypróbowanych sposobów, to pewnie w końcu bym uległ. Znasz to? Ulegasz? Przeczytaj!

Ostatnio opowiadałem tylko o jednym, ale prostym sposobie na zdrowe schudnięcie. Na dziś, w ramach kontynuacji, obiecałem przedstawić garść autorskich trików na redukcję brzucha. I przygotowałem. Nim jednak zaczniemy, muszę naprawić swój błąd. Ostatnio pokpiłem sprawę (dlaczego nie wytknęliście mi tego w komentarzach?). Nie napisałem chyba najważniejszego:

Dlaczego w ogóle warto schudnąć?

No właśnie. Bo dla mnie, co przyznaję z głębokim wstydem (i jednocześnie świadomością, że nie będę specjalnie oryginalny) przez długi czas motywacją były wyłącznie względy estetyczne. Temat tak długi, nudny i kontrowersyjny, że nie będę się weń zagłębiał. Przygotowałem za to trochę nieco bardziej racjonalnych powodów, aby jeść mniej:

Długowieczność. Całkiem wiarygodne badania na kilku gatunkach ssaków wykazały, że niedojadanie wydłuża życie! Jeśli wziąć pod uwagę to, co piszę niżej o obciążaniu kiszek – ma to wiele sensu. Poza tym – kojarzycie pojawiających się czasem w telewizji stukilkulatków? To, jakimś dziwnym trafem, ZAWSZE są “zasuszone babcie i dziadki”.

Lekkość. Porównaj, kiedy czujesz się gorzej – gdy odrobinę nie dojesz, czy kiedy zjesz za wiele? A jak wtedy ma się twój układ trawienny? Lubisz uczucie ciągłego zawalenia pracą? Właśnie, on też nie.

Wygoda. Mniejsze, lżejsze, rzadsze zakupy. Od strony finansów zaś łatwiej pozwolić sobie wtedy na produkty najwyższej jakości. Nie będziesz też (jak kiedyś ja) wychodzić nawet na krótką wycieczkę w góry z plecakiem wypełnionym kilogramami paszy.

Sprawność. Lżej, mniej kontuzyjnie i radośniej jest biegać, albo podciągać się na cross-ficie, gdy ma się kilka(naście) kilo mniej na liczniku. Dużo prościej.

Jasne? Znakomicie. Pora przejść do sedna.

Ik heb honger?

Zacznij od pytania: czy uczucie, które zwykle bierzesz za głód, naprawdę go oznacza? Gdy mieszkałem w Holandii, znajomy Holender przytoczył mi pewną ciekawostkę. Dotyczyła praktycznie całego pokolenia, które przeżyło PRAWDZIWY GŁÓD w czasie niemieckiej okupacji. Kiedy słyszeli kogoś młodszego, mówiącego “Ik heb honger” (jestem głodny), poprawiali natychmiast “Nee, jij hebt gewoon trek” (nie, raczej masz ochotę).

Zdecydowanie coś w tym jest. Czasami to zwykła “ochota”, czasami jest trudniej, bo to kompulsywne, napadowe ssanie w żołądku. Sytuacja, gdy nasz organizm stara się odciągnąć nas od jakiejś stresującej, niekomfortowej sytuacji. Pamiętasz podjadanie w czasie sesji, albo kawę zamiast odpisywania na trudny email?

Wiem, miały być porady. Tak więc – gdy czujesz głód:

  1. Odczekaj chwilę, zmuś się i zabierz za to, co właśnie było w planach. Obiecaj sobie, że zjesz, jak dojdziesz choć do połowy. Jeśli w trakcie udało się częściowo zapomnieć o ssaniu w żołądku, posiedź jeszcze chwilę i postaraj się skończyć to, co już udało się zacząć. A jak się uda, zastanów się, czy nadal czujesz głód. A może nagle magicznie zniknął?
  2. Jeśli należysz do maniaków czytania przy jedzeniu (patrz: pierwsza część tekstu), zadaj sobie ważne pytanie. Mianowicie: czy to, co właśnie zamierzasz przeczytać, jest tak samo atrakcyjne bez jedzenia? A czy to, co zamierzasz jeść, jest tak samo atrakcyjne bez czytania? U mnie, w zatrważającej ilości przypadków, odpowiedzią jest podwójne “nie”.
  3. Znajdź i stosuj swój “zapychacz prawdy”. U mnie sprawdza się marchewka – zdrowa, niskokaloryczna, wygodna w transporcie, nieźle zapychająca i nie-jakoś-powalająco-smaczna. Gdy, szczególnie w środku dnia, zaczyna mnie ssać – bywa, że w ramach papierka lakmusowego rozważam schrupanie jednej sztuki. Bywa, że na samą myśl o tym stwierdzam “eeee, jednak nie jestem głodny”. Bywa, że po jej wszamaniu, nie myślę o jedzeniu przez kolejne dwie godziny. Jednak bywa i tak, że zaraz po konsumpcji, ruszam do kuchni gotować obiad. Ze spokojnym sumieniem.

marchewki w ramach przekaski

No właśnie, bez ortodoksji. Absolutnie NIE MASZ SIĘ GŁODZIĆ. Wystarczy, że będziesz wiedzieć, kiedy NAPRAWDĘ czujesz głód.

Chudniemy z głową: przygotowanie posiłku.

No dobrze, to naprawdę głód, więc czas przygotować coś do jedzenia. W trakcie zastanów się:

Czy części ze składników nie dodajesz kompletnie bez sensu? Kiedyś moje sałatki składały się z co najmniej kilkunastu ingrediencji: rukola, roszponka, kurczak, oliwki, orzechy, oliwa, ocet balsamiczny et cetera, et cetera. W końcu przypadkiem odkryłem Amerykę: w takim misz-maszu nie czuję prawie żadnej różnicy w smaku, gdy ilość składników zmniejszę o połowę! Różnica jest za to w: strawności, prostocie przygotowania, KALORYCZNOŚCI i kosztach takiego posiłku.

Tak, wracam do krytykowanych przeze mnie ostatnio kalorii! Bo, żebyśmy nie zrozumieli się źle, one wcale nie są bez sensu. Świetnie pomagają nam określić pułap bezpieczeństwa, na jakim się przy danym posiłku poruszamy. Krytyka dotyczyła wyłącznie fetyszyzowania kalorycznych tabel oraz prób liczenia składu wszystkich posiłków z dokładnością do trzeciego miejsca po przecinku. To tak dla ścisłości, bym tym, co zaraz napiszę, nie wywołał posądzeń o niekonsekwencję.

Sugeruję mianowicie zapamiętanie ORIENTACYJNEJ wartości energetycznej najczęściej używanych produktów. Po co? By ograniczając ilość składników naszej sałatki, albo nakładając 20% mniej, skupiać się szczególnie na tych o największej wartości energetycznej. Lepiej ująć pół garści słonecznika, oliwek, albo (o zgrozo) majonezu, niż pomidora. Zgoda?

jak zatrzymac nocne podjadanie

Ale co to za życie? Czyli najważniejsze.

Nie będę ukrywał – jak zawsze, gdy pracujemy nad sobą, także i tu bywa ciężko. Pocieszę cię jednak, że wszystko to dość szybko wchodzi w krew. Przestajesz w kółko zastanawiać się, czy postępujesz zgodnie z nowymi zasadami i czuć się niczym w dietetycznym big brotherze. To zdanie pocieszenia, oraz dwie kolejne rady są najważniejsze. A więc:

Nie poddawaj się, gdy zrobisz coś nie tak! Wessanie pod osłoną nocy blachy sernika wcale nie oznacza, że masz rzucić wszystko w Pireneje i już codziennie uprawiać randki z cukrem. Zwłaszcza, że – jak zastanawialiśmy się ostatnio – te kilkanaście tysięcy kalorii JEDEN RAZ nie zrobi AŻ TAKIEJ różnicy. Pamiętaj też, że czasem po prostu masz gorszy dzień, większe ssanie w żołądku, albo znajdziesz się w sytuacji wybitnie sprzyjającej “pozwoleniu sobie”. Gdy ostatnio stanąłem na chwilę za ladą na pewnej imprezie – powstrzymywałem się tylko chwilę, a potem rzuciłem na wypieki.

slodycze slusznie przegrana walka ze swoja wola

Wreszcie – nigdy, przenigdy (o ile naprawdę nie czujesz głodu) nie jedz, bo wynika tak z grafiku diety, albo z bliżej niesprecyzowanych zasad. Lubimy znajdować sobie wymówki, racjonalizując tak zwykłe łakomstwo. Przykład? Przez lata, zaraz po przebudzeniu jadłem obfite śniadanie. Bo przecież to najważniejszy posiłek dnia, bo to zdrowo, bo… tu wpisz 378 innych, z pewnością znanych ci powodów.

Tyle, że pan myślałby-kto-taki-opanowany Igor nie potrafi iść spać z pustym żołądkiem… Dobra, będzie cała prawda: najczęściej idzie spać z żołądkiem bardzo pełnym. Całe lata zajęło mi jednak zorientowanie się, że skoro kładę się nażarty, to rankiem mojemu układowi trawiennemu niezwykle daleko do stanu próżni. Teraz śniadanie jem w następujący sposób (i to, poza marchewką, chyba najdziwniejszy trick tutaj):

  • kilkadziesiąt minut po przebudzeniu same węglowodany (np. owsiane na mleku)
  • godzinę-dwie później białko i tłuszcz (np. półtłusty ser z orzechami)

Tym sposobem zarządzam kompletnie irracjonalnym napadem głodu, którego dostaję w kilkadziesiąt minut po śniadaniu (niezależnie od jego obfitości!). Olałem system – śniadam późno i na dwie raty. Sprawdza się znakomicie.

Dlatego i Ty nie bój się zignorować czasem uniwersalnych zasad i porad. Włącznie z tymi opisanymi wyżej. Najważniejsze to znaleźć coś, co DZIAŁA dla CIEBIE. Coś, co sprawi, że faktycznie zdrowo i bez specjalnych cierpień zaczniesz jeść mniej.

NAJWYRAŹNIEJ PODOBA CI SIĘ TO, CO CZYTASZ. W TAKIM RAZIE OBCZAJ TEŻ TE TEKSTY:

Podsumowanie i pożegnanie z fistaszkami

Reasumując:

  • warto schudnąć dla zdrowia i lepszego samopoczucia
  • zawsze przed sięgnięciem do lodówki warto zadać sobie pytanie “czy to na pewno głód?”
  • nie zaszkodzi zwrócić uwagę na ilość, różnorodność i kaloryczność składników posiłku, czasem małą, niezauważalną zmianą, potrafimy uzyskać długoterminowo GRUBĄ różnicę
  • najważniejsze: nie poddawać się, ale i nie przesadzać w drugą stronę, a także nigdy, przenigdy, nie jeść mimo braku głodu, bo tak “wypada ci z grafiku diety”

Na koniec – wcale nie ściemniałem we wstępie. Moja słabość do prażonych, niesolonych orzeszków ziemnych jest wręcz niewiarygodna. Pozostawiony sam na sam z otwartą półkilogramową paczką, przypominam narkomana na głodzie i wciągam całość w 10 minut. I jak sobie radzę? Zwyczajnie – nigdy, przenigdy nie kupuję żadnych do domu. Kochasz Nutelle? To nie miej jej pod ręką. Czasami trzeba i tak…

PS Polecam też inspirujący tekst na ten sam temat u Natalii.

antykruchość w życiu i w biznesie