antykruchość w życiu i w biznesie

Paryż z Ciocią Krysią

Wniosek po prawie tygodniu spędzonym w Paryżu? Nie warto! No, chyba, że z noclegiem u cioci Krysi. Wtedy to zupełnie inna rozmowa.

Wszystkie dotychczasowe podróże przede wszystkim nauczyły mnie tego, że liczy się z kim i jak, a nie gdzie. Słynne muzea, zapierające dech krajobrazy i klimatyczne knajpy nie cieszą, jeśli ludzie, z którymi przebywasz choć trochę nie nadają na tych samych falach. Wiesz, o co mi chodzi?

Prawdę mówiąc najpierw na paryską propozycję odpowiedziałem „nie”. Kompletnie mnie tam nie ciągnęło, a rozpuszczanie kasy na losowe wycieczki w obecnym, rewolucyjnym momencie mojego życia, wydawało mi się pomysłem z gatunku słabych. Zdanie zmieniłem tylko i wyłącznie ze względu na towarzystwo.

Wiedziałem, że zajmująca się projektowaniem ciuchów Paulina będzie znać lokalizacje wszystkich ciekawych concept-store’ów, a nad stanie w kolejce do Luwru, przedłoży kawę na Montmartre połączoną z przeglądaniem lokalnego wydania Vogue.

Paris, 10e Arrondissment, Passage 01

Przede wszystkim byłem jednak ciekaw (i trochę, co tu dużo ukrywać, bałem się) naszej gospodyni. Ekscentrycznej cioci Krysi.

Krystyna Mazurówna

Urodziliście się przed rokiem 1960? Śledzicie pudelki, albo popularne talent-shows? Jeśli nie, możecie nie wiedzieć kim jest Krystyna Mazurówna. Postać barwna tak, jak jej włosy. Dzięki Paulinie miałem okazję zamieszkać na kilka dni w jej paryskim mieszkaniu. Gdybym miał ocenić co było ciekawsze – Paryż, czy wieczorne rozmowy z ciocią Krysią – prawdopodobnie wybrałbym to drugie. Z łezką w oku wspominam wieczór, w czasie którego powstało to zdjęcie.

Krystyna Mazurówna się wygłupiaCzterogodzinna jedzeniowa orgia. Wypiliśmy dwie butelki wina, pochłonęliśmy kilo śmierdzących serów, by wszystko to poprawić jeszcze… lodami. I to zrobiłem ja – fitnessowy Igor! Wszystko dlatego, że urzeczony słuchałem o: spotkaniu z Onassisem; rozmowach z Gustawem Holoubkiem; czy przygodach Krystyny jako bileterki w jednym z paryskich kin. Nazajutrz miałem takiego żywieniowego kaca, że na czczo poszedłem na półtoragodzinną przebieżkę. Tyłek urósł, ale i tak było warto!

Pani Krystyna jest taka, jak jej druga książka – „Moje noce z mężczyznami„. Tytuł oraz pierwsze wrażenie nieco pretensjonalne, a w środku – konkret, nietuzinkowość i prawdziwa klasa. A, i tak przy okazji – ciocia Krysia ma 76 lat. Nieźle nie?

A Paryż?

Szczerze? Nie powalił mnie na kolana. Po raz wtóry przekonałem się, że najsłynniejsze i najbardziej polecane miejsca, padają często ofiarą swojej popularności. Nie dorastają do oczekiwań. Po prostu fajne miasto, nic więcej.

Co ciekawe, niektóre obiegowe opinie kompletnie się nie sprawdziły. Narzekali, że brudno – nie było gorzej niż w Amsterdamie, czy Berlinie. Ostrzegali przed chmarą zakochanych do obrzydliwości par – ginęły w tłumie tysięcy amerykańskich fajtłapowanych turystów. Psioczyli na chudych, wystylizowanych i opryskliwych paryżan, a spotkania z nimi – ku mojemu rozczarowaniu – można było policzyć na placach jednej ręki.

Stolica Francji jednym słowem?

Monumentalna! Nie spodziewałem się, że Luwr, Łuk Triumfalny i szereg mniej znanych budowli, jak Les Invalides, czy Ratusz są aż tak wielkie i wspaniałe. Od razu przypomniały mi się wszystkie zachwyty nad kulturą i cywilizacją francuską sprzed stu, dwustu i więcej lat. Ile razy czytając jakąś książkę, zachodziłem w głowę „czemu oni tak uczyli się tego dziwnego francuskiego i wielbili każdego napotkanego żabojada?”. Teraz już wiem. Trudno nie wpaść w dożywotni zachwyt, jeśli przyjeżdżało się w gumiakach z zapyziałej Warszawy i widziało COŚ TAKIEGO. Oczywiście zdjęcia nie są w stanie oddac tego w żaden sposób. Paryż Luwr

Paryż alternatywnie.

Nie zrozum mnie źle – miasto ma do zaoferowania całkiem sporo. Szkopuł w tym, że najlepiej ominąć najbardziej znane atrakcje i zdecydować się na zwiedzanie nieco bardziej alternatywne, z dala od wydeptanych ścieżek. No, chyba że uwielbiasz stać w kolejce – tych Paryż ma do zaoferowania bez liku.

Serio – to jedna z tych kwestii, w których po prostu NIE ROZUMIEM LUDZI. Standardowy program kilkudniowej rodzinnej wizyty nad Sekwaną to: kolejka do Luwru (oczywiście wszyscy są koneserami malarstwa); kolejka na Wieżę Eiffla; kolejka do Notre Damme (sami znawcy gotyckiej architektury); kolejka do Disneylandu (+ kolejki do co ciekawszych atrakcji w środku); i na koniec kolejka do Wersalu. Bilety: dla całej rodziny kilkaset euro; godziny spędzone w kolejkach: kilkanaście; zazdrość sąsiadek i znajomych z naszej-klasy: bezcenna.

No dobra, ja też odstałem swoje, ale tylko raz – właśnie do Wersalu. Postać Ludwika XIV fascynuje mnie tak bardzo, że po prostu nie umiałem się powstrzymać. I co? Nie było warto! W środku czekało to, co we wszystkich pozostałych „zakolejkowanych” atrakcjach. Rozpychające się i fotografujące wszystko telefonami tłumy lemingów. Tłumy, które całkowicie uniemożliwiły poczucie choć na moment atmosfery dworu jednego z największych monarchów wszech czasów.

Tłumy w Wersalu

To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem darując sobie wizyty w Luwrze, Notre Dame i wjazd na Wieżę Eiffla. A co polecam ci zamiast tego?

Widok na miasto obejrzysz na przykład z Galerii Lafayette. Odwiedzając ją zaliczysz przy okazji ekskluzywny paryski dom handlowy. W zestawie z tłumem nawiedzonych Azjatów stojących w kolejce do stoiska Gucciego.

Luksusowy dom handlowy paryżBy uciec trochę od tłumów turystów polecam spacer wzdłuż kanału Saint Martin. To malownicze okolice z dodatkowymi atrakcjami w postaci tubylców grających w bule i znajdującego się w dalszej części kanału świetnego Parku de la Villette.

Francuzi grający w Boule Paryż Kanał Świętego MarcinaWracając możesz odbić nieco w kierunku modnej ulicy Oberkampf i dokładniej spenetrować dzielnicę 11. Całość wyprawy zakończ obserwując popisy deskorolkarzy na Placu Republiki. Tym samym, na którym miały miejsce manifestacje po strzelaninie w redakcji Charlie Hebdo.

Designerskie gadżety, ciekawe ciuchy i najnowszą prasę modową przejrzysz zaś w Colette, przy pełnej ekskluzywnych butików rue Saint-Honoré.

Paryż Concept-Store ColettePolecam poruszanie się na piechotę. Paryż jest dość mały, a umieszczone przy licznych przystankach i stacjach metra mapy, pozwalają szybko zorientować się gdzie jesteśmy. Samo metro, mimo że posiada niesamowicie gęstą sieć, jest dość… niewygodne. Praktycznie każda linia ma własny tor i peron. Powoduje to, że stacje zamieniają się w wielokilometrowe, piętrowe labirynty. Jeśli chcesz podjechać jedną, dwie stację, to często szybciej jest przejść tę odległość po powierzchni, niż odszukać właściwy peron pod ziemią.

Paryż Mapa MetraParyskie rekomendacje Krysi

Wracając jeszcze na chwilę do naszej gospodyni – trzy rekomendacje prosto od niej:

Przejedź się w pełni automatyczną linią metra numer 14. W pełni automatyczną oznacza – bez kierowcy. Ustawiasz się strategicznie w pierwszym wagonie i gapisz się przed siebie. Wrażenie niesamowite. Linia ta jeździ m.in. spod Łuku Triumfalnego.

Zjedz najsłynniejsze paryskie lody od Berthillona. Najwięcej miejsc oferujących ich lody znajdziesz na Wyspie Świętego Ludwika. Tylko niech nie przyjdzie ci do głowy stać (znowu) w kolejce w ich siedzibie głównej. W lodziarniach ulicę dalej smakują tak samo. Znaczy genialnie.

Skonsumuj mule w restauracji Leon, na przykład przy Placu Republiki. Nie używaj (jak początkowo ja) widelca! Podpatrz lokalsów, mają na nie naprawdę sprytne patenty.

Paryż ekstremalny

Nadal zbyt nudno i mainstreamowo? To jeszcze coś na deser. Nie zapomnij dać znać, jeśli skorzystasz z któregoś z poniższych szalonych pomysłów.

Znajdź miejsce z drabinkami do street-workout (np. na brzegu w/w kanału, albo Sekwany) i spróbuj podciągnąć się więcej razy niż śniadzi tubylcy. Powodzenia – moja próba skończyła się zdartymi do krwii odciskami na ręce.

Tylko dla kobiet – włóż spódniczkę lub sukienkę i stań samotnie w okolicach placu Pigalle albo przy Porte Saint-Denis. Policz ilu panów zagadnie cię w ciągu dziesięciu minut. Paulina poleca!

Zdecydowanie nie dla kobiet bez męskiego towarzystwa – udaj się w rejon Goutte d’Or, zwany „małą Afryką”. Wejdź w dzielnicę tak, by być jedynym białym na ulicy i zacznij robić zdjęcia. Tematów nie zabraknie – wszystko wyda ci się ciekawe i egzotyczne. Licz ludzi, którzy na ciebie nawrzeszczą. Nie odwrzaskuj, cała ta zabawa jest – jak powie ci każdy paryżanin – dość niebezpieczna.

Paryż Mała AfrykaI co, moje umiarkowane zachwyty Paryżem to profanacja, a może hipsterskie zblazowanie?

antykruchość w życiu i w biznesie