antykruchość w życiu i w biznesie

Dlaczego nie pójdę na studia podyplomowe?

Regularnie nęci mnie taka perspektywa i równie regularnie wybijam ją sobie z głowy. A, że trwa właśnie sezon łowienia leszczy i jedna z czytelniczek napisała z prośbą o radę, postanowiłem składnie i wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie: czy warto iść na studia dyplomowe?

Na początek cytat z mojego historycznego blogo-pamiętnika. Wpis datowany na 2-go października 2006.

„Jak pisałem w poprzedniej notce, mam niewielkie problemy z oddaniem mojej pracy dyplomowej. Dzisiaj Wielmożny Pan Profesor Andrzej Kardasz nareszcie do niej zajrzał i natychmiast przedstawił mi swoje uwagi:

Panie Igorze, ten rozdział nie może się tak zaczynać ‘wzrost aktywności’, ‘rozkwit przedsiębiorczości’. Nie, to jest niespójne stylistycznie.

Uśmiechnąłem się szeroko.

Możliwe Panie Profesorze, ale akurat ten fragment spisałem żywcem z pracy naukowej pod pańską redakcją.

Kurtyna.”

Protokol z obrony magisterskiej
W końcu się jednak udało.

Po takim wstępie mogę już gładko przejść do argumentu numer jeden.

Cenisz sobie wolność?

Podyplomówka to dobrowolne (i za własne pieniądze) ponowne wtłoczenie się w tryby uczelnianego systemu feudalnego. Systemu cywilizowanego czasem  mniej, czasem bardziej, jednak zawsze trącącego środkową epoką Jagiellonów. Pan profesor nie ma czasu? Poczekasz. Każe wyryć na pamięć nieprzydatne regułki? Wyryjesz.

Ilekroć świta mi w głowie myśl o doktoracie, albo dodatkowych studiach, zdarza się jedna z dwóch rzeczy:

  • Trafiam na prelekcję prowadzoną przez pracownika naukowego, który przez cały czas jej trwania mamrocze pod nosem czytając ze slajdu. Może i jest ekspertem, ale nie mówi, co mówi, ani nie wyjaśnia, co wyjaśnia.
  • Łowię na ulicy fragment studenckiej rozmowy o wyczekiwaniu pod drzwiami na pana promotora.

Zamykam wtedy oczy. Przypominam sobie swoje studia i pytam sam siebie „czy miałbym cierpliwość ponownie to przeżywać?”. Od razu mi przechodzi…

KURS, KTÓRY NAPRAWDĘ PRZYDA CI SIĘ W ZARZĄDZANIU PROJEKTAMI
Zapisz się na kurs online, w którym czeka na Ciebie 12 lekkostrawnych lekcji,
przykłady, materiały dodatkowe, całość zakończona certyfikatem.

 

Może chcesz zdobyć tam wiedzę?

A jak wiele udało ci się nauczyć na swojej magisterce, czy licencjacie? Tym przebiegłym pytaniem mógłbym właściwie zakończyć niniejszy akapit, ale dodam coś jeszcze.

Zakładam, że zależy ci na praktycznej wiedzy i umiejętnościach. W takim razie najlepsze, co możesz zrobić, to zaliczyć szybki kurs podstawowy (szkolenie/książka) z danej dziedziny, a później wziąć się za praktykę.

Po kilku-kilkunastu miesiącach, gdy masz już jakie takie rozeznanie w temacie, proponuję ów kurs, ewentualnie wzbogacony o nowe elementy, powtórzyć. Zobaczysz jak wszystko, co nie było do końca zrozumiałe za pierwszym razem, nagle staje się jasne, a kawałki wiedzy same powskakują na swoje miejsca. Wszystko dzięki praktyce. Pisałem też o tym w tekście o karierze kierownika projektu.

Posługując się przenośnią – nie chcesz mieć przez rok zajęć z optymalnego ułożenia rąk w pływaniu kraulem, jeśli wcześniej wodę zdarzyło ci się widzieć wyłącznie na obrazku. Jak bardzo nudne, żmudne, niezrozumiałe i oderwane od rzeczywistości byłoby to doświadczenie?

Czy owej wiedzy jest aż tak dużo?

Czy jest jej tyle, by były to całe, trwające rok, studia? Naprawdę wszystko zapamiętasz? I wszystko będzie ci potrzebne do szczęścia w pierwszym, czy drugim roku pracy? A może część można po prostu doczytać później, w razie potrzeb?

W toku mojej magisterki musiałem wyryć na pamięć ogrom przepisów związanych z rachunkowością i prawem podatkowym. I gdy wreszcie – pięć lat po opuszczeniu mej alma mater – miało mi się to przydać, okazało się, że:

  • prawie wszystko zapomniałem,
  • połowa przepisów uległa zmianie.

Dziękuję.

A może chcesz mieć papier?

A masz podstawy by przypuszczać, że kogokolwiek zainteresuje, że posiadasz taki świstek? Uważaj, by nie dołączyć do grona zdziwionych tym, że poza Polską nikt nie słyszał o fetyszyzowanych u nas egzaminach językowych językowych FCE, Advanced i Proficiency.

Odpowiedz też sobie uczciwie na pytanie, czy twój wybór nie jest wygodną wymówką, unikiem. Może zwyczajnie boisz się wykonać konkretny krok w obranym kierunku – rozesłać CV, poszukać potencjalnych kontrahentów, zorientować się w rynku? Czuje się niepewnie i zamiast tego, wymyślasz zastępcze działanie, dzięki któremu powiesz sobie:

Wszystkie to zrobię później, jak już skończę studia. W końcu dyplom jest tym najważniejszym i najtrudniejszym krokiem!

Czyżby?

Jeśli jednak nie jest to tylko wymówka, a w twojej branży kogoś faktycznie obchodzą jakieś papiery – zrób odpowiedni certyfikat. Szybciej i konkretniej, a często też i taniej.

STUDIA PODYPLOMOWE I MOTYWACJA?

Myślisz sobie: „pójdę, bo tak normalnie to nie dam rady samodzielnie zmusić się do nauki”. Pozwólmy wypowiedzieć się kapitanowi Jeanowi-Lucowi Picardowi:

Kapitan Enterprise wykonuje Facepalm

Znasz więc już moją opinię. A konstruktywniej – proponuję w takim wypadku zastanowić się poważnie i uczciwie nad tym, dlaczego właściwie chcesz rozwijać się w danym kierunku. Poświęć kwadrans. Weź kartkę, ołówek i wypisz pięć powodów, ze wzgędu na które chcesz zdobyć tę nową wiedzę.

  • Masz problem z wypisaniem pięciu? Odpuść.
  • Masz pięć, ale są super naciągane? Odpuść.
  • Masz pięć, ale żaden z nich nie wywołuje w tobie nawet cienia ekscytacji? Jak wyżej.

Serio chcesz wybulić parę tysięcy i zapaćkać sobie kilkadziesiąt kolejnych weekendów? I to na coś, do czego nie masz za grosz zapału…?

Zastrzeżenia i aktualizacje

Tekst nadal jest aktualny. W dobie postępującego niżu demograficznego może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Chciałem jednak uczynić pewne zastrzeżenie: tak, istnieją w naszym kraju sensowne studia podyplomowe – na przykład Akademia Psychologii Przywództwa. I tych bardzo, bardzo, bardzo nielicznych wyjątków powyższy tekst nie dotyczy. Jak owe wyjątki rozpoznać? Wyłącznie największe miasta i topowe uczelnie. W obsadzie praktycy z imponującym doświadczeniem (można sprawdzić na LinkedIn). Liczne, wiarygodne pozytywne opinie.

Podobnie sprawa ma się z motywacją – czasem taki zewnętrzny kopniak może mieć sens. Co ze skruchą wyznaję w tym tekście.

antykruchość w życiu i w biznesie