antykruchość w życiu i w biznesie

Jeszcze nie teraz

Czy twój zdrowy rozsądek nie sprawia, że dzień za dniem przegrywasz swoje życie?

Drzwi windy otwierają się ze zgrzytem. Jak bańka pęka nadzieja na utknięcie między piętrami. Chociaż na pół godziny, byle opóźnić moment otwarcia służbowej poczty. Po prostu wiesz, że przynajmniej jeden email niezawodnie zburzy równowagę wewnętrzną, skrzętnie pielęgnowaną od momentu otwarcia oczu tego ranka.

Wystarczy! Czas przygotować wypowiedzenie, przejrzeć pracuj.pl, rozwinąć wszystkie te pomysły, które mam w głowie!

W drodze do biurka uśmichasz się nieświadomie. Wreszcie ten przełomowy dzień! Wolność! Tylko, że… inni jakoś potrafią i nie wyglądają na wykończonych psychicznie. Muszą mieć racje, w końcu to taka porządna firma, z tradycjami. Dokonujesz mentalnego samogowałtu, mrucząc:

Te moje biznesowe pomysły to słabe są, inna praca… za mało doświadczenia. Nie teraz, jeszcze rok i wtedy na pewno!

Zostaje po staremu, chociaż wiesz dobrze – pewnego dnia w trakcie tych przemyśleń zaskoczy cię wiadomość z kadr o tym, że przekraczasz wiek emerytalny.

„Musimy porozmawiać”

Trzy głębokie wdechy i naciskasz dzwonek. Dziś to już naprawdę musicie porozmawiać i to zakończyć. Wypaliło się, czy on tego nie widzi? Otwiera drzwi z tym niewinnym uśmiechem, ściągasz płaszcz, w tle leci jedna z twoich ulubionych płyt. W zasadzie – zapowiada się miły wieczór, czemu go psuć? Porozmawiamy, tylko… no jutro no, albo za tydzień. O, wiem – przed wyjazdem w delegacje! Wtedy już na pewno, przecież odkładam to od roku! Wchodzisz do pokoju, coś jest nie tak – pełno róż, a on klęczy:

Kochanie, jesteśmy już razem dwa lata, uświadomiłem sobie, że nie chcę żyć bez ciebie. Rozmawiałem z twoim ojcem i zgodził się! Wczoraj nawet sprzedali działkę, żeby mieć na wesele. Wyjdziesz za mnie?

Nie śmieję się z odkładania wszystkiego na idealny moment…

… składam samokrytykę. Odkąd pamiętam do podejmowanych wyzwań przygotowuję się tak, żeby wygraną mieć niemal w kieszeni. Zawody biegowe – tylko po morderczych przygotowaniach. Zerwanie – za 10 podejściem i po zaplanowaniu wszystkich scenariuszy. Rozmowa o pracę – tylko z kompletem certyfikatów. Im mniej znana i komfortowa sytuacja, tym więcej przygotowań.

Szkoda, że nie zdiagnozowałem tego u siebie kilkanaście lat temu. Choćby po tym, jak… gram w gry komputerowe. W strategicznego Starcrafta moją taktyką było ufortyfikować się, a następnie mozolnie szkolić wielką armię najsilniejszych jednostek – z komputerem działało bez pudła. Bez szans byłem z człowiekiem, który kombinował, szukał sposobu i atakował nie bojąc strat. Koledzy, czemu nie poradziliście mi, że trzeba nauczyć się podejmować ryzyko? Po prostu próbować.

Strach przed przegraną. Strach, który ukrywa się pod płaszczykiem rozsądku.

A czy ja na pewno tego chcę? Lepiej byłoby poczekać do przyszłego tygodnia. Jestem za młody/stary/niski/wysoki. Moja klata jest zbyt mało wyrzeźbiona.

Gówno prawda! Nie chcę, by strach przed porażką powodował niekończące się przygotowania do podjęcia wyzwania, ani czekać w nieskończoność na odpowiedni moment, aby się z nim zmierzyć.

Jakieś porady? Oczywiście poza ćwiczeniem, przełamywaniem się i zadawaniem sobie kluczowego pytania „jeszcze dwie godziny temu chciałeś to zrobić, na pewno nie chcesz, czy się po prostu boisz?”. A może też tak masz i łączysz się ze mną w bólu? Czekam na twój głos, a tymczasem odpalę cywilizację i nie czekając aż wynajdę czołgi, rozprawię się z Mongolią. Za pomocą gości z dzidą!

antykruchość w życiu i w biznesie