antykruchość w życiu i w biznesie

Azjatycka jazda próbna

Pisałem bloga w wielu ciekawych miejscach, ale tym razem przebiłem samego siebie. Zmęczony po całodniowej penetracji wyspy Hong Kong, siedzę właśnie na promenadzie Tim Sha Tsui od strony Kowloon, a przed sobą mam Zatokę Wiktorii z dumnie wyprężoną linią wieżowców. Czas na opowieść o moim prywatnym skoku na główkę. Bez badania głębokości basenu.

Dla jednych to wyczyn, dla innych bułka z masłem, dla mnie kolejny ważny etap w życiu. Po dwóch tygodniach w Japonii w towarzystwie Dara, zostałem sam. Dariusz złapał shinkansen do Tokio, by stamtąd przez Dubaj udać się do Polski. Ja w Osace wsiadłem na pokład Dreamlinera Air India (znakomita linia, znakomita obsługa!), aby odwiedzić miasto, które zawsze mocno działało mi na wyobraźnie – Hong Kong.

Dreamliner Air India

Podróż w czyimś towarzystwie to coś naturalnego. Od kiedy pamiętam drugą myślą po “chciałbym tam pojechać” było “z kim to zrobię?”. Na studiach nie stanowiło to przeszkody, ale im więcej czasu dzieli mnie od uzyskania zaszczytnego tytułu magistra, tym odpowiedź na nie staje się trudniejsza. A jeszcze żebyśmy umieli się dogadać, mieli wystarczającą ilość urlopu i zbliżony budżet do dyspozycji… Powodzenia w poszukiwaniach!

Hong Kong Chungking Mansions

Gdzieś tam w środku, w Czesiu, wiedziałem, że czas już najwyższy, a myśl o tym niezmiennie pobudzała wydzielanie kortyzolu. Samotna podróż w kompletnie nieznany rejon świata? Niby jestem sprytny, niby jakby coraz mniej nieśmiały, niby nic mi nie powinno zagrozić, a jednak… Kolejny raz straż graniczna mojej strefy komfortu wykazała się podziwu godną gorliwością.

Hong Kong Protesty Policja

Myślałem, deliberowałem i eksperymentowałem z krótkimi wyjazdami w Europie (tylko zawsze jakoś kończyło się u znajomych), aż w końcu doszedłem do odkrywczego wniosku: trzeba po prostu się przekonać. Na całego. Z pełną, znaną z autopsji, świadomością, że tego typu eksperymenty nie zawsze kończą się małżeństwem księcia i księżniczki, naczy się szczęśliwie.

SLums w Chunking Manions

Tak więc jestem tu, w Hong Kongu. Sam. Czasem – jak w każdej egzotycznej podróży – łapię się na tym, że będąc w spożywczaku, czy idąc ścieżką przez las, zapominam gdzie jestem i “muszę” (z uśmiechem radości) powtarzać sobie pod nosem “stary, jesteś w…”. No dobrze, tutaj mam łatwiej, bo w lesie rosną bananowce. Po wyjściu z lasu też bywa egzotycznie.

Warto więc było podjąć (samodzielną!) decyzję o zignorowaniu tablicy.
Warto więc było podjąć (samodzielną!) decyzję o zignorowaniu tablicy.

Po  czterech dniach z satysfakcją konkluduję: tradycyjnie strach miał wielkie oczy. Są wady, są zalety, ale większość obaw okazała się przesadzona. Bywa, że brak mi wsparcia, ale świadomość tego, że muszę liczyć wyłącznie na siebie, motywuje do szybszego i odważniejszego brania byka za rogi. Gdy jest smutno – ćwiczę różne metody brania się w garść (muzyka i wysiłek fizyczny działają bez pudła). Gdy jest super – robię zdjęcie, albo notuję coś, aby później podzielić się tym z innymi. Nadrabiam zaległości w osobistych rozważaniach i odsłuchiwaniu zaległych podcastów. No i, co powszechnie wiadomo, samotne podróże motywują i ułatwiają nawiązywanie nowych znajomości.

P1080038

Yum-Cha Z lokalnym kolega longiem
Yum-Cha z z Longiem

Czuję… satysfakcję. Niezależnie od tego, czy za kilka dni zmienię zdanie i zacznę – jak na koloniach w podstawówce – płakać za mamą, cieszę się, że w końcu spróbowałem. Może przez najbliższe dwa tygodnie w końcu odpowiem sobie na to wielkie pytanie: jestem intro- czy ekstrawertykiem? A Ty pewnie już dawno podróżujesz samotnie. Pamiętasz swój pierwszy, przełomowy raz?

antykruchość w życiu i w biznesie