antykruchość w życiu i w biznesie

Igor kontra wulkan

Kilka tygodni temu około 20 turystów zginęło, gdy nieczynny od dawna wulkan nieoczekiwanie się uaktywnił. Prawdopodobieństwo, że inny, nie-tak-znowu-odległy, również wybuchnie, jest pewnie niewielkie. Japończycy jednak, jako przezorny naród, postanowili utrudnić dojście na kilka z nich, w tym na znajdujący się na naszej drodze Kusatsu-Shirane. Nie docenili naszej determinacji.

Jakiś czas temu z radością zdiagnozowałem pewną diametralną zmianę w mojej psychice – przestałem zbyt łatwo się poddawać. Skąd wiem? Zacząłem… wybiegać na tramwaj.

Wcześniej, gdy – jak zwykle – zwlokłem do ostatniej chwili wyjście na przystanek, machałem ręką i wychodziłem parę minut później spokojnie, „aby już na pewno zdążyć na następny”. Od pewnego czasu w takiej sytuacji łapię w locie okrycie wierzchnie, ubieram buty na klatce schodowej i zaiwaniam na przystanek. I wiesz co? Zwykle udaje mi się zdążyć!

Dlatego, gdy przybyliśmy z Dariuszem do Kusatsu i dowiedzieliśmy się od opryskliwego kasjera na dworcu autobusowym, że z powodu zagrożenia wybuchem autobusy i kolejki linowe na górę są odwołane, postanowiliśmy spróbować dostać się tam pieszo. Nie było łatwo, w drodze:

Zabłądziliśmy do świątyni.
Zabłądziliśmy do świątyni.
Wdychaliśmy wyziewy podczas studiowania map wyszabrowanych w hotelu.
Wdychaliśmy wyziewy podczas studiowania map wyszabrowanych w hotelu.
Podziwialiśmy też powalającą na kolana japońską jesień.
Musieliśmy powstrzymywać się by nie zająć się wyłącznie dokumentacją cudownej japońskiej jesieni.

Później nastąpił krytyczny moment, w którym przyjmowaliśmy wyjaśnienia co do drogi na górę od dwóch starszych Japonek. Oczywiście na migi, z kluczowymi hai, wakarimasu, wakarimaska i wakarimasen. Po wyruszeniu dość szybko zorientowaliśmy się, że to, co wzięliśmy na sytuacyjnej mapce za „czerwony szlak” okazało się czerwoną trasą zjazdową… Niemniej, w końcu udało się!

2014.10 Japan, Kusatsu, Gunma-009

Nie, nie weszliśmy na szczyt, ani nie zobaczyliśmy turkusowego jeziora, nie byliśmy pewnie nawet w połowie drogi. Spędziliśmy za to wspaniałe trzy godziny w górach, znaleźliśmy prawdziwie „wulkaniczne” miejsce, gdzie spod ziemi wydobywają się chmury gazów oraz napotkaliśmy i rozbroiliśmy robiąc im zdjęcie, ekipę Japończyków zamykających właśnie drogę dla ruchu.

2014.10 Japan, Kusatsu, Gunma-011

W drodze powrotnej co prawda nie mieliśmy zielonego pojęcia „jak to działa”, ale wpakowaliśmy się do dostępnego pod gołym niebem gorącego źródła.

2014.10 Japan, Kusatsu, Gunma-012
Wszystkie instrukcje po japońsku…

Nie, nie mam zdjęć ze środka, bo świeciliśmy tam wszyscy gołymi tyłkami (i nie tylko). Byliśmy chyba jedynymi białymi w tej miejscowości, więc budziliśmy niemałą sensację, którą tylko spotęgowałem 20 minutową sesją jogi w przerwach w kąpieli. Tak, na golasa, a co!

Jaki z tego wszystkiego morał? Im częściej się przełamuje, nie przejmuję i z uśmiechem pakuję w nowe sytuacje, tym moje życie staje się ciekawsze, bogatsze i bardziej satysfakcjonujące. Szkoda, że nie zawsze jest to łatwe, ale twardym trzeba być, jak Chuck Norris, albo Bruce Lee.

2014.10 Japan, Kusatsu, Gunma-016

antykruchość w życiu i w biznesie