Im jestem starszy, tym bardziej przeraża mnie, że dla wielu – szczególnie starszych – osób z mojego otoczenia, punktem honoru podczas spotkania jest napchać mnie jedzeniem po brzegi.
Halo! Jedzenie mam też u siebie! A my lepiej siądźmy, porozmawiajmy – o sensie życia, wspomnieniach ze starych czasów, przyszłości i tym jak pięknie rosną kwiatki w ogrodzie. Zwłaszcza, że – jakby tu wam powiedzieć – wasze domowe jedzenie trochę słabo zdrowe jest.
Czytając ostatnio autobiografię Steve’a Wozniaka (jeśli jesteś/byłeś komputerowym geekiem – polecam, inaczej się wynudzisz) zadumałem się nad wynalazkiem Internetu. „Globalna wioska” w rozumieniu możliwości wymiany emaili, czy rozmowy na Skype ze znajomym z Patagonii, wcale nie znalazła się na szczycie listy zalet. Najważniejszy jest, praktycznie nieograniczony, dostęp do wiedzy. Jeśli nie w formie gotowych artykułów, to jako możliwość relatywnie prostego i taniego zamówienia specjalistycznej książki z Niemiec, czy USA.
Kiedyś tak nie było. Audycja radiowa, artykuł w Przyjaciółce, porada ciotki, albo książka w bibliotece o nieznanej bliżej wartości merytorycznej. Stąd m.in. częsta przepaść wiedzowa dzieląca pokolenia. Nagle okazuje się, że doświadczony życiem dziadek widział, czytał i przeżył mniej od swojego młodszego o 50 lat wnuka. Stąd bywa, że z tej strony nadal karmieni jesteśmy najróżniejszymi mitami (polecam na przykład zajrzeć do sekcji „medycyna” tutaj). Sam, niemalże raz na miesiąc odkrywam, że coś, w co święcie dotychczas wierzyłem jest kompletną bzdurą.
Ot choćby i wspomniane domowe obiadki. Większość ludzi żyje w przekonaniu, że regularne, domowe jedzenie „jak u babci” jest najzdrowszą z możliwych opcji. O tym, co polecam w odżywaniu pisałem już wcześniej, teraz – jeśli nadal jeszcze trochę wierzysz w babcine posiłki polecam zastanowić się nad następującymi sprawami:
- czy te tradycyjne zestawy nie pochodzą przypadkiem z czasów, gdy wujek pracował w polu, a dziadek szedł pracować na kopalni? A Ty, zdaje się, siedzisz większość dnia za biurkiem, a wszędzie jeździsz samochodem?
- czy przypadkiem jedzenie nie było kiedyś mniej dostępne, nie jadło się rzadziej (i bez trzech smoothies w międzyczasie) i w innym składzie (kapusta z mięsem, a nie mieso z kapustą). Może padamy ofiarami klęski obfitości taniego i łatwo dostępnego jedzenia? Ot święta – w niejednym domu każdy niedzielny obiad przypomina obfitością wigilię sprzed 30 lat. A skoro tak, to w Boże Narodzenie trzeba przebić zwykły niedzielny! Skutki znamy – rapacholin.
- czy jedzenie nie było kiedyś inne? Mniej naszpikowane chemią, konserwantami innymi atrakcjami?
Następnym razem zastanów się, czy wielka micha babcinej zasmażanej kapusty z boczkiem jest najszczęśliwszym pomysłem. Bez ortodoksji – zjedz trochę – dla smaku i żeby nie robić gospodyni przykrości. Potem poproś babcię o pokazanie starego albumu ze zdjęciami – przyjemniej i zdrowiej dla was obojga.
No, chyba, że wyciągnie jabłecznik. Ja niestety nadal nie umiem się powstrzymać. :-)