antykruchość w życiu i w biznesie

Certyfikacja PRINCE2 czy PMP / CAPM

Właśnie zostałem PRINCE2 Practitioner. W Gdańsku leje, a samolot do Krakowa mam dopiero wieczorem. Zamiast szwendania się po mieście w pelerynie, podzielę się więc ze światem moimi certyfikacyjno-metodycznymi wrażeniami.

Zdobycie PRINCE2 Practitioner oznacza, że jestem teraz prawdziwym weteranem i zagadnienie „jaki certyfikat dla kierownika projektu” nie powinno mieć dla mnie tajemnic. Mam już bowiem na koncie:

  • Prince 2 Foundation, Prince 2 Practitioner nadawany przez AXELOS na podstawie znajomości Metodyki PRINCE2 (PRojects IN Controlled Environment),
  • CAPM (Certified Associate in Project Management), PMP (Project Management Professional) nadawany przez  PMI (Project Management Institute) na podstawie znajomości Standardu PMBoK (Project Management Body of Knowledge).

Wyjaśniam te wszystkie skróty, bo o ile AXELOS/PRINCE2 nazywają się dość jednolicie, to PMI ze swoją mnogością skrótów zdecydowanie sprawy nie ułatwia.

No dobrze, ale do meritum.

PMP CZY PRINCE2

Przygotuj się – złap krzesła albo koleżanki. Piszę to ja, w PMI od 2007 roku, CAPM od 2009, a PMP od 2013: dla większości kierowników projektu i przedsiębiorstw w naszej rzeczywistości metodyka i certyfikacja PRINCE2 jest o wiele lepszym wyborem niż standard PMBoK i certyfikaty CAPM lub PMP. Dlaczego?

PRINCE2 z marszu zdobył moje serce, stawiając na piedestale „ciągłe uzasadnienie biznesowe”. O tej mojej obsesji pisałem już wcześniej:

Zawsze, wszędzie, obudzony o czwartej nad ranem, musisz wiedzieć po co realizowany jest wasz projekt. To pozwoli odróżnić ważne od nieważnego, łatwiej zmotywować zespół do działania (wszyscy chcą robić coś co jest ważne i ma sens) oraz zadowolić klienta.

PMBoK także podkreśla jego wagę, jednak na pewno nie tak mocno, jak PRINCE2.

Obie ścieżki certyfikacyjne oznaczają zapoznanie się z mnóstwem książkowej teoretycznej teorii, jednak PRINCE2 wydał mi się bardziej przystawać do przeciętnej projektowej rzeczywistości. Zakłada chociażby stałą i aktywną obecność komitetu sterującego –  ciała, które podejmuje za PMa wszystkie kluczowe decyzje, a także regularnie sprawdza jak mu idzie. PMBoK przyjmuje pełnię odpowiedzialności kierownika projektu w ramach przyznanych mu na projekt ram budżetowo-zakresowo-czasowych. A w rzeczywistości? W 75% przypadków musisz się, drogi kierowniku, regularnie spowiadać komuś wyżej. Niekoniecznie będzie to aż Komitet Sterujący (i ciesz się, bo takie spotkania bywają gehenną), ale to nie Ty, a kto inny podejmie decyzje o zmianach, wydaniu dodatkowego 200 PLN, czy zatrudnieniu do dostawcy zewnętrznego.

Inne aspekty bycia bliżej „rzeczywistości przeciętnego PMa”:

  • pominięcie zarządzania kontraktami z dostawcami zewnętrznymi, co poza zbliżeniem do rzeczywistości, oszczędza zagranicznych (!) terminów prawniczych, oraz wykładu z obcej rzeczywistości przetargowej,
  • nie rozwodzenie się nad działaniami takimi, jak pozyskanie zasobów (bo zwykle pozyskiwanie zasobów wygląda: „masz dwóch ludzi i pryzmę desek – powodzenia”).

Reasumując: PRINCE2 obejmuje węższy, ale za to bardziej przystający do przeciętnej rzeczywistości projektowej zakres wiedzy, a w ramach premii o wiele bardziej podkreśla ciągła weryfikację zasadności projektu i traktowanie jej zawsze jako punktu odniesienia. To oznacza także, że PRINCE2 (na obu poziomach) jest po prostu o wiele łatwiej zdać. W przypadku PMP nie unikniesz tygodni spędzonych na powtarzaniu i wkuwaniu różnych mało życiowych informacji. W PRINCE2 nieżyciowych informacji też jest całkiem sporo, ale spinając się (patrz – idealna ścieżka certyfikacji niżej) całość można załatwić nawet w tydzień.

W ramach łyżki dziegciu trzeba dodać, że – już tradycyjnie – polskie tłumaczenie jest tragiczne. Miałem też wrażenie, że o ile w PMBoK podział na grupy procesów i obszary wiedzy był dość intuicyjny i naturalny, tak w PRINCE2 jest to – zwłaszcza dla tematów/komponentów – zrobione na siłę. W zapoznawaniu się z metodyką i jej stosowaniu to nie przeszkadza, ale naukę i egzamin zdecydowanie utrudnia.

Zastrzeżenie dopisane prawie trzy lata później: w międzyczasie miałem okazję wziąć udział w kilku szkoleniach PMP oraz PRINCE2 i ze smutkiem muszę przyznać, że jest coś dziwnego w PRINCE2. Coś, co sprawia, że trafia tam więcej kiepskich trenerów. Dalej podtrzymuję więc swoje zdanie, ale z koniecznym zastrzeżeniem: zrób wywiad nt. trenera. Mnie z PRINCE’a szkolił Michał Kwiatek i byłem bardzo, ale to bardzo zadowolony.

Czy PRINCE2 albo PMP czyni dobrego PM-a?

Podczas licealnych przedstawień zazwyczaj grałem główną rolę (Romeo, Kreon, Guślarz). Było tak nie dlatego, że dobrze grałem. Dorocińskiego przypominam niestety tylko z wyglądu. Było tak dlatego, że w miarę łatwo potrafiłem nauczyć się na pamięć dużej ilości tekstu. Ale to niestety nie czyniło ze mnie dobrego aktora. 

I dokładnie to samo jest z certyfikatem dla kierownika projektu.

Mądry (a takiego właśnie chcesz) potencjalny przyszły szef będzie wiedział podczas rekrutacji, że żaden z opisywanych tytułów nie gwarantuje, że ma do czynienia z dobrym kierownikiem projektu. Oznacza tylko, że ktoś przerobił kilka podręczników i zdał co trzeba.

KURS, KTÓRY NAPRAWDĘ PRZYDA CI SIĘ W ZARZĄDZANIU PROJEKTAMI
Zapisz się na kurs online, w którym czeka na Ciebie 12 lekkostrawnych lekcji,
przykłady, materiały dodatkowe, całość zakończona certyfikatem.

 

Jak może wyglądać dobra ścieżka certyfikacji?

Zanim odpowiem, muszę dodać, że zakładam tu, że:

  • Zależy ci na certyfikacji i ma ona w twoim przypadku głęboki, przemyślany sens. Jeśli tak nie jest – lepiej budżet szkoleniowy spożytkować na coś stricte merytorycznego. Jeśli myślisz „nie mam pewności, ale a nóż na coś się zda”, prawdopodobnie będzie to stratą czasu i nie przyda się do niczego. Gorzej – prawdopodobnie spędzisz na tym trochę czasu, a nigdy nie podejdziesz do egzaminu.
  • Oba systemy certyfikacji są poważane w branży, w której pracujesz. Pamiętaj, że taki PRINCE2 w większości firma amerykańskimi właścicielami wywoła wyłącznie wzruszenie ramionami. To samo dotyczy PMP wszędzie gdzie mamy do czynienia z kontraktami rządowymi, czy z administracji publicznej.

Nie daj się też złapać na hasło „certyfikat i rozwój kompetencji w jednym” – to kłamstwo, o czym wspominam w rozmowie z portalem INN Poland.

Przechodząc wreszcie do idealnej ścieżki certyfikacji, wygląda ona tak:

  1. Stosowna porcja (minimum kilkanaście miesięcy) doświadczenia projektowego. Nie wszystko musi być komercyjnie i w charakterze lidera projektu, jednak dobrze by chociaż część spełniała te kryteria.
  2. Kurs i egzamin PRINCE2 Foundation + PRINCE2 Practitioner (jeden po drugim, jednocześnie).
  3. Kilka lat zdobywania doświadczenia jako samodzielny project manager.
  4. PMP

Dlaczego Practitioner tak szybko? Aby zdawać go od razu z Foundation! To – jak się okazuje – był jeden z lepszych moich pomysłów. Foundation sprawdza testowo czy znasz pojęcia, natomiast Practitioner czy umiesz je zastosować. Aby zdać drugi, musisz mieć świeżą, kompletną wiedzę wymaganą z pierwszego – wnioski nasuwają się same. Dlaczego brak tu CAPM? Cóż…. zdać go prawie tak samo trudno, jak PMP, jednak rozpoznawalność jest drastycznie niska. Szkoda czasu.

Mam nadzieję, że pomogłem. Jeśli masz pytania – sporo odpowiedzi znajdziesz w innych zalinkowanych w tekście artykułach, a jeśli ich tam nie znajdziesz, zapraszam do komentowania.

antykruchość w życiu i w biznesie