antykruchość w życiu i w biznesie

Jak rozbawić i zainteresować publiczność teatralną

Jeśli jesteś stojącym na deskach teatru aktorem, to jak najprościej sprawić, aby publiczność zaczęła rżeć ze śmiechu? Rzucić soczystym i dźwięcznym wulgarnym określeniem cznności współżycia płciowego!

Wczoraj wieczorem, dość spontanicznie – po bardzo ciężkim dniu w fabryce, wybrałem się do teatru. Padło na projekt Jana Peszka „Podwójne solo”. Od czasu Jandy w „Danucie W.” i „Kontrabasisty” ze Stuhrem, jakoś ciągnie mnie do monodramów.

Najpierw, grany prezez Peszka od (słownie) trzydziestu ośmiu lat „Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego„, a następnie „Dośpiewanie, autobiografia”, która miała premierę dwa miesiące temu. „Scenariusz…” to już podobno klasyka i na pewno mocno ubawił publiczność. Jeśli chodzi o „Dośpiewanie…” – miałem wrażenie, że chodziło głównie o to, aby dobrze bawił się sam aktor, co wcale nie znaczy, że się wynudziłem.

To, co uderzyło mnie podczas wczorajszego wieczoru najbardziej to fakt, jak dobrze ma się syndrom „Dnia świra”. Ach, fakt, zdefiniujmy.

Syndrom „Dnia świra”: zjawisko psychologiczno-społeczne, w którym umysł widza, w zetknięciu z przekazem o zdecydowanie smutnym/głębokim/refleksyjnym wydźwięku, podanym w formie poprzetykanej rozmaitymi gagami oraz wulgaryzmami, skutecznie odfiltrowuje głębszy przekaz i reaguje i zapamiętuje wyłącznie owe gagi i wulgaryzmy. Przykłady: „Dzień świra”. „Nic śmiesznego”.

W czasie „Scenariusza…” Peszek robi dziwne miny, angażuje się w abstrakcyjne czynności, gra „na sobie”. Wygłaszany przez niego w trakcie wygibasów tekst, jest jednak głęboki i poważny. Skąd taka forma? Pewnie trochę dla samej formą zabawy, trochę dla ukazania wspaniałej elastyczności i umiejętności głównego aktora, a może trochę z nadzieją, że „ułatwiony” nią przekaz trafi do publiczności podprogowo i  – już na poważnie – wróci i poddany zostanie refleksji. Na przykład podczas sobotniej ablucji.

Niemniej, niezależnie od słuszności moich interpretacji, chcę się pożalić. Naprawdę nie rozumiem, co takiego śmiesznego jest w wygłaszanych ze sceny wulgaryzmach. Na jakiej sztuce bym nie był, to salwy śmiechu większe od najlepszego żartu, wywołuje zwyczajna – tu przepraszam, cytat – „kurwa”.

Zdjęcie główne stąd.

antykruchość w życiu i w biznesie