antykruchość w życiu i w biznesie

Męska randka

To jest naprawdę ciekawy gość, mam jego numer telefonu. I co teraz? Mam teraz zadzwonić i umówić się na… yyy… kawę?

Z łezką w oku wspominam studia, magiczny czas jedzenia kebabów, kiedy z łatwością poznawało się po kilkanaście nowych osób tygodniowo. Na wykładzie, stołówce, imprezie w akademiku, a nawet egzaminie komisyjnym (atmosfera braterstwa w cierpieniu łączy ludzi). Jest pięknie. A potem robisz dyplom, idziesz do pracy, starzejesz i po pewnym czasie orientujesz, że tempo nawiązywania nowych znajomości jakby zamarło. Szczególnie, gdy zmieniłeś miasto, szczególnie jeśli jesteś facetem.

Oszczędzę wam tutaj roztrząsanie trudów i znojów budowania grupy znajomych po przeprowadzce do innego miasta. Nie będę też żalił się o ile trudniejsze staje się to wszystko, kiedy jesteście za granicą. Skupię się na pewnym modnym temacie – gender, czyli problemach z płcią. Dokładniej na tym, o ile trudniej jest nawiązać nową znajomość, kiedy jesteś facetem.

Zadziwiające? Wcale nie. To proste (i straszliwie smutne).

Bo o ile w przypadku kontaktów między-płciowych szanse obu stron są mniej lub bardziej zbliżone, tak kiedy poznajesz kogoś, kto ma w szufladzie podobną ilość staników co ty, różnica jest diametralna. U kobiet to żaden problem, ale kiedy facet chce zdobyć nowego kumpla, zaczynają się schody.

Spotkać kogoś ciekawego to nie aż taki problem, gorzej z możliwością utrzymania i rozwinięcia tej znajomości. To nie sztuka uciąć sobie z kimś pogawędkę w piekarni, albo w kolejce do proktologa. Prawdziwym wyzwaniem jest:

  1. Wzięcie kontaktu.
  2. Skuteczne z niego skorzystanie.

Na początku nie przechodziło mi to przez gardło, z czasem zaczęło udawać mi się wydobyć z tchawicy ściśnięte i drżące:

Yyy… fajnie się gada. To może byśmy się jakimiś kontaktami wymienili. Żeby, tego, nie wiem, jeszcze kiedyś pogadać.

Błyskotliwe.

Ze skutecznością nie było nawet tak źle, i to mimo zawisającej nad nami już w takim momencie chmury homo-wątpliwości. Prawdziwa zagwozdka zaczynała się w momencie, gdy chciałem z takiego kontaktu skorzystać. Proces myślowy przebiegał mniej więcej:

No dobra. To jest naprawdę ciekawy gość, mam jego numer telefonu. I co teraz? Mam teraz zadzwonić i umówić się na… yyy… kawę? Do kina (uhum)? Spacer (coraz lepiej)? E, to może lepiej zadzwonię jutro.

Kilka razy napisałem nawet SMSa, kilka razy otrzymałem nawet odpowiedź. Zawsze kończyło się jednak na krótkiej korespondencji.

W końcu, trzy tygodnie temu, podczas konferencji niejakiego Alexa Barszczewskiego, zainteresowały mnie wypowiedzi jednego z facetów z widowni. Po prostu więc do niego podbiłem, przedstawiłem się, zagadałem i udało się nam wymienić adresami mailowymi.

Email!

Kobiety nigdy o email bym nie spytał, a mając numer telefonu – dzwoniłbym, a nie pisał do niej SMSy. Wykoncepowałem sobie, że skoro chodzi mi o znajomość czysto platoniczną, to może by tak właśnie odwrócić tę zasadę.

Bingo!

Udało nam się umówić kilka dni później i spędzić naprawdę ciekawe popołudnie. Z początku nie obyło się bez „podprogowych” przekazów w rodzaju:

Piotr: No tego, jak coś-tam robiłem z żoną…

Igor: A, bo moja ostatnia dziewczyna

Ale szybko wyluzowaliśmy się i cieszyliśmy naprawdę nietuzinkową rozmową, która skończyła się zaciągnięciem mnie na imprezę, na jaką wcześniej z własnej woli bym nie poszedł. Było więc wielce rozwijająco i wychodząco ze strefy komfortu. O szczegółach kiedy indziej.

Email, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

antykruchość w życiu i w biznesie