W ostatnią sobotę dziwnym zbiegiem okoliczności (właściwie były dwa, konkretne powody – Łukasz G. i Jack D.) znalazłem się na kilkadziesiąt minut w krakowskim klubie Fashion Time. W życiu nie przyszłoby mi do głowy udać się teraz w to miejsce, a zaiste ciekawa to była wizyta.
Nie, nie poznałem swojej przyszłej małżonki, nie pobiłem nikogo, ani mnie nie pobito. Zajmowałem głównie staniem, sączeniem wody z cytryną i obserwowaniem otoczenia.
Daruję sobie truizmy o tym, jak kiedyś to miejsce wydawało mi się duże i bogate – po prostu fajne, a jak teraz wydało mi się, małe, ciemne i zapyziałe. Ciekawsze były obserwacje socjologiczne. Trochę jak Dexter – z zainteresowaniem śledziłem z boku rozmaite człowiecze zachowania.
Czemu ci trzej faceci tańczą ze sobą w kółeczku, chociaż ewidentnie, ani nie bardzo im to wychodzi, ani nie bardzo ich to bawi.
Odpowiedź jest chyba wszystkim znana. Albo:
O, tamta pięcioosobowa grupka pod ścianą. Piją, zaśmiewają się do rozpuku, ale mowa ciała zdradza, że tak naprawdę to bawią się średnio.
Względnie:
Co kierowało tą niezamożnie wyglądającą grupką, że zamówiła w takim miejscu dwa szampany? Za dwa takie prawie-dorato dali pewnie z 200 PLN…
Aż po klasyczne:
Ci dwaj faceci przy barze ewidentnie gadają ze sobą tak głośno, by zwrócić uwagę tych dwóch dziewczyn stojących metr dalej. Twardo jednak udają, że ich nie dostrzegają, z wzajemnością. Przy czym obie strony tak naprawdę dobrze wiedzą co się dzieje.
Sądziłem, że clubbing dawno mi się znudził, a tu taka niespodzianka. Na wiosnę muszę zacząć wychodzić częściej. Poobserwować. Właściwie to może nawet już w ten piątek, bo jak widzę po ich stronie – trafia się nie lada gratka.
p.s. zdjęcie tytułowe pochodzi z – ni mniej, ni więcej – tylko mojej imprezy z okazji 28 urodzin, której po-domowa część odbywała się właśnie w Fashion. Wynająłem wtedy całe dwie loże. Tylko na Dorato poskąpiłem.