Dzień za dniem, tydzień za tygodniem. O, już zima! O, już święta! O, już wiosna! O, już święta! O, moje dziewięćdziesiąte piąte urodziny! Brzmi znajomo?
W podobną pętle wpadłem niedawno po powrocie ze wszystkich zeszłorocznych wojaży. Otrzeźwienie przyszło jak zwykle – nagle i niespodziewanie – w momencie, gdy zrobiłem coś niecodziennego i nietypowego. Nic spektakularnego – poszedłem do pracy inną drogą, ponieważ w drodzę musiałem oddać krew do badań.
Ooo. Dawno nie szedłem Plantami od tej strony. Fajnie!
Zadźwięczało mi w głowie wraz z poczuciem – w miejsce smrodu rutyny – ożywczego wiaterku niecodzienności.
Przyjemne zaskoczenie, choć sam wielokrotnie twierdziłem, że to, jak spędzamy czas, wydanie wpływa na odczuwanie jego upływu. Weekend spędzony na wycieczce rowerowej w nieznane miejsce, czytaniu książki i spotkaniu z dawno niewidzianym znajomym, wydaje się niesamowicie długi. W przeciwieństwie do takiego spędzonego na kanapie i oglądaniu siedemnasty raz tego samego serialu. Wiadomo, a jednak owo rutyniarstwo czai się i ślini na moje i twoje życie za każdym rogiem.
Jak walczyć:
- idź czasem do pracy inną drogą, po prostu skręć trochę wcześniej, lub trochę później niż zwykle. W ramach premii możesz odkryć zakład krawiecki, o którym nie wiesz, albo nowootwartą knajpkę
- zjedz lub wypij coś tam, gdzie cię jeszcze nie było – może będzie lepiej, niż w dotychczasowych miejscach?
- daj się namówić na nietypowy film lub koncert, może nie wiesz, że ci się spodoba? To, że coś wydawało się słabe piętnaście lat temu, nie znaczy, że będzie takie dzisiaj. Pierwsze piwo też pewnie było obrzydliwe.
- chodzisz na fitness, basen, siłownię? Idź na inną, albo odwiedź tę, w której nie byłeś kilka lat. Wczoraj byłem na siłowni, na którą chodziłem trzy lata temu i miałem naprawdę niezły ubaw.
Jasne, że trzeba zaryzkować kiepski posiłek, nadłożenie drogi, albo zmarnowany trening. Tyle, że gdybyśmy nie ryzykowali, dalej siedzielibyśmy w jaskiniach.
Jakiś obszar w którym kategorycznie nie zalecasz eksperymentów? Mi przychodzi na myśl fryzjer.
Zdjęcie główne: źródło