Jeśli porażka jest nawozem sukcesu, to po ostatnim eksperymencie posiadam spory zapas gnojówki.
Nie jestem wszystkowiedzący, nie jestem najmądrzejszy, nie mam też najwięcej doświadczenia na świecie. Jedak w ładnych kilku dziedzinach daleko mi do początkującego. Świetnie, ale schody zaczynają się, gdy chcę dowiedzieć się i spróbować na taki temat czegoś nowego.
Konwersacje dla najbardziej zaawansowanych okazują się lekcją wyrównawczą dla kandydatów do FC, zaś trener personalny nie słyszał o naturalnych różnicach w budowie kostno-szkieletowej i twardo upiera się, abym wygiął ramie w sposób, który dla mnie na 100% skończy się kontuzją.
Nie wytrwałem w swoim postanowieniu, porzuciłem je w sylwestra. Miałem się właśnie zabrać za ćwiczenie – zajmowało kolejną pozycję na dziennej liście rzeczy do zrobienia. Nagle rozstąpiły się chmury i opromieniła mnie jasność. Olśnienie.
Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy; I w Ostrej świecisz Bramie! Toć to to nie kontemplacja szczęścia, a kolejna pozycja do odhaczenia!
Bucu! Przecież Ty wiesz, że trzeba się cieszyć małymi rzeczami i robisz to. Sam z siebie cieszysz się do ludzi, kiedy idziesz ulicą do pracy, kontemplując słońce, albo fakt że np. NIE MASZ kataru. Przytrzymujesz drzwi obcym i czasem ni z gruchy, ni z pietruchy piszesz lub mówisz komuś coś miłego.
Tto nie dla mnie.To może być niezły program jest dla kogoś, kto dotychczas nie zastanawiał się nad problemem szczęścia. I – przede wszystkim – nie ma problemu z robieniem czterystu rzeczy dziennie.
Anty-pean kończę gorącym poleceniem dla tego ćwiczenia. Spróbuj i przekonaj się samemu. Może dojdziesz do końca, może tylko do połowy i zrobisz to samo co ja. W każdym przypadku jest spora szansa, że nauczysz się i dowiesz o sobie czegoś nowego.