Właśnie siedzę w pociągu relacji Berlin HBF – Breslau HFB, o pardon, Wrocław Główny. Za oknem mgliście i ponuro, a pan za mną skończył w końcu chrupać swój kilogram marchewek.
Zacznijmy od końca – mimo, że całe mini-wakacje były świetne, w czym wielka zasługa moich gospodarzy – utwierdziłem się w przekonaniu, że Europę warto zwiedzać raczej „przy okazji”. Bilet i hotel w promocji? Znajomi z gościnną kanapą? Jedziemy! Na standardowe wyprawy szkoda czasu i środków. Kraje są zbyt podobne do Polski i siebie nawzajem.
Weźmy taki Berlin – duże, ciekawe miasto, ale dwa-trzy dni spokojnie wystarczą na zobaczenie całości. Brama Brandenburska, Unter den Linden, Reichstag, może kilka muzeów i/lub zakupy na Ku’damm lub Friedriechstrasse, zajrzenie w jakąś miej uczęszczaną okolicę, knajpa na Kreuzbergu. Fertig. W Düsseldorfie na dodatek nie mogłem się pozbyć natrętnej myśli o znikomych różnicach między zachodnimi Niemcami a Holandią. Chyba tylko w rozmiarze okien.
Tak więc Berlin. Pierwsze wrażenie – na każdym kroku, szczególnie w dzielnicach mieszkalnych widziałem podobieństwa do mojego rodzinnego Wrocławia. Ot, choćby takie dwa widoczki – pierwszy przywodzi mi na myśl okolice skrzyżowania Pomorskiej z Dubois, drugi moje stare okolice Wesoła-Łódzka-Tomaszowska-Przestrzenna.
Po drugie atmosfera – buntowniczo-alternatywno-punkowa. W ubiorze ludzi, w wystroju różnych miejsc, w licznych graffiti. Michał rzucił nawet coś w stylu:
To miasto dla młodych, takich maks 25 lat.
I zdecydowanie coś w tym jest.
Po trzecie historia, której obecność czułem jak chyba nigdzie indziej. Druga Wojna, czasy podziału na NRD i RFN, upadek Muru. Nawet siedząc w Starbucksie na Kurfüsterdamm jakoś podświadomie myślałem o stojącym nieopodal zbombardowanym Gedächtniskirche; tym jak wyglądały maszerujące Ku’damm (a maszerowały na pewno) kolumny Wehrmachtu, oraz wrażeniu, że po odnowieniu dawnego Berlina Wschodniego, zachodni okazuje się o wiele mniej ciekawy.
Szczególnie jeśli, jak mnie, kręci cię monumentalna, socrealistyczna architektura – wtedy Berlin Wschodni z Karl-Marx Alee na czele dostarczy ci wielu miłych chwil.
Co jeszcze:
- zwiedzanie Reichstagu jest super nie tylko ze względu na ciekawą historię, świetne widoki i poszerzenie horyzontów – adresowany do mnie list z Bundestagu też jest niezłą atrakcją
- każdego czytelnika wspomnień Christiane F. na pewno przejdą ciarki podczas przesiadki na Dworcu Zoo, swoją drogą system transportu publicznego mają w Berlinie wspaniały
- warto zwrócić uwagę na ludzika na sygnalizacji świetlnej – to Ampelmann, symbol miasta. Przygotuj się też na – strasznie wkurzające – to, że światło zmienia się z zielonego na czerwone bez żadnego ostrzeżenia.
p.s. wpis sponsorowany przez przeczytaną w dwa wieczory w Berlinie całkiem niezłą i bardzo à propos książkę Steffena Möllera „Berlin-Warszawa -Express Pociąg do Polski”.