Jest 6:00 rano, nie mogę spać z powodu denerwującego przeziębienia, więc dlaczego by nie napisać porządnej noty oficjalnie anonsującej istnienie bloga? Istnienie, a nie powstanie, bo – tu pewnie niespodzianka – moja historia blogowa sięga ponad 9 lat wstecz. Hen, do września 2004 roku.
Dziewięć (OK, niech będzie, z przerwami) lat pisania głównie dla siebie, a czasem garstki znajomych i (rzadziej) rodziny. Może czas na zmianę? Bezpośrednia zachęta to ostatni eksperyment z publiczną relacją z 3,5 tygodniowego wyjazdu do USA prowadzona na tumblerze.
Tumblr okazał się lekkopółśredni, sama relacja miejscami przydługawa, ale ponownie złapałem ostrego bakcyla, którego rozwój dodatkowo podsycały pełne uwielbienia maile od rzeszy (ekipa w sam raz na kameralną imprezę w kawalerce) fanów i fanek.
Jak będzie? Tak, jak dotychczas: lifestyle’owo (niedawno dowiedziałem się, że tak właśnie nazywa się to, co robię od dawna). Zachęta do czytania w trzech punktach:
- blog będzie rósł dwukierunkowo – nowe wpisy oraz sukcesywnie przenoszone, wypolerowane archiwalia, nie będzie więc można narzekać na nudę
- cytując pewnego polityka: lata doświadczenia, które procentują: nie zacznę pisać najpierw 5 razy dziennie o tym, co widzę z okna (a widzę niewiele, bo mam tylko dachowe), aby po miesiącu zamilknąć na kwartał
- zapomniałem, jaki miał być trzeci
Co teraz?
- Aby zmotywować się jeszcze bardziej zajrzyj na stronę „O mnie”
- Zacznij czytać regularnie zaglądając co jakiś czas, subskrybując przez RSS, albo przez Facebook.
No i rzecz jasna wspomnij o mnie znajomym, za każdych 10 funduję wypad do kina na alternatywny film!