antykruchość w życiu i w biznesie

Przez południe USA, czyli fast-foody, sklepy z bronią, pancernik, dziwny akcent i suszona wołowina

Życia w drodze dzień drugi. Późna pobudka, szybkie śniadanie i ruszamy w dalszą drogę.

Z okiem samochodu podziwiamy Tallahasee, które – jak się niedawno dowiedziałem jest stolicą stanu Floryda! Okazuje się, że często stolicą zostaje nie centrum biznesowo-kulturalne jak Miami, czy Los Angeles, a jakaś mniejsza miejscowość np. Tallahasee, czy Sacramento. Mijamy stanowy Kapitol – praktycznie każdy stan ma swój senat i inne odpowiedniki instytucji ze szczebla federalnego.

Tallahasee, Capitol

Przystanek w bardzo swojskim centrum handlowym. Bartek szuka dla siebie krótkich spodni i sandałów, a ja dostrzegam lokalną burgerownię American Deli i postanawiam dorzucić przed drogą co nieco do lokalnego śniadania, kosztując jednocześnie lokalnego kolorytu. Za 7 USD dostaję pysznego burgera, z którego uśmiecha się do mnie chyba ze 300 gram mięsa. Tylko woda, którą dostaję do popicia parzy w zęby z zimna. Kubek wypełnia do połowy lód i nie da się tego pić. Ładują go tu bez pytania i do wszystkiego, a ja dopiero uczę się, że trzeba koniecznie zaznaczyć, że sobie nie życzymy przy zamawianiu.

Tallahasee, American Deli 03 Tallahasee, American Deli 02 Tallahasee, American Deli 01

Zgodnie z planem jedziemy oddać samochód i wziąć kolejny, wszystko chwilę trwa, ale obywa się bez problemów. Nasz nowy samochód nie wiedzieć czemu ma tym razem blachy z Północnej Karoliny. W Nowym Orleanie powinniśmy być na 23, międzylądowanie zrobimy w Pensacolla. A czy wszystko pójdzie zgodnie z planem, to się jeszcze okaże. Grunt, że odkryłem system pozwalający mi na wygodnie pisanie na zewnętrznej klawiaturze w samochodzie. Najlepsze, że wcale nie jeżdżę na aviomarinie, a gapię się w literki przez setki kilometrów i nic mi nie jest! Ha!

Driving 05 Driving 04

Zjeżdżamy na jeden z przydrożnych resting area, utrzymywane z budżetu stanowego, są na trasie co 30-35 mil. Przyjemny parking, duży, czysty, darmowy kibelek, a przed nim jeszcze urządzenie, którego obecność w miejscach publicznych pozwala mi bez namysłu uznać wyższość cywilizacji amerykańskiej nad europejską – publiczny wodopój. Do tego kilka automatów z batonami i coca colą, publiczny telefon i mapa z zaznaczoną lokalizacją. Całość strzeżona całodobowa, a w nocy nawet przez strażników z bronią. Bartek ucina sobie drzemkę w samochodzie, a ja idę do pobliskiego sosnowego lasku pomedytować i poobserwować wiewiórki.

Driving 06 Driving 07

Próba znalezienia fajnego miejsca do zatrzymania się w Pensacolla bez zbytniego zbaczania z trasy kończy się porażką, jedziemy więc dalej, a postój zrobimy w Mobile, obok USS Alabama. Zaraz za granicą stanu mijamy tabliczki streszczające najważniejsze przepisy drogowe obowiązujące w jego granicach. Całkiem sprytne, biorąc pod uwagę, że lokalne prawa i regulacje mogą się bardzo między sobą różnić.

Mijamy centrum handlowe, Bartek nadal potrzebuje spodni i klapek więc zjeżdżamy na chwilę. Wychodzimy dodatkowo z mocowanym do szyby uchwytem na komórkę. I wtedy, omiatając odruchowo wzrokiem szyldy sklepów, obok monopolowego i solarium dostrzegam – Bartek nie wierzy, ale po chwili też odcyfrowuje za mną – napis “Outpost, Elite Guns”.

Alabama, Gun shop 01

Prawdziwy amerykański sklep z bronią! Wchodzimy, oglądamy, kosmos! To nie wiatrówki, to wszystko prawdziwe, o Shotgun w promocji, za jedyne 300 USD! Zagaduje do nas sprzedawca, dowiadujemy się, że aby nabyć karabin wystarczyłoby nam pozwolenie na pracę, żeby nabyć pistolet musielibyśmy być już przynajmniej stanowymi rezydentami. Dostajemy też pozwolenie na pamiątkowe zdjęcie. Kolejny punkt z listy doświadczania artefaktów amerykańskiej kultury!

Alabama, Gun shop 02

Aha, pan ze sklepu miał wyraźnie inny akcent, a gdy w sklepie zagadała do mnie całkiem atrakcyjna czarna pani, to mimo dwukrotnej prośby powtórzenie ledwo rozumiałem, o co może jej chodzić. No cóż, amerykańskie Południe.

Mobile, 45 minut przerwy przy USS Alabama Park. Oglądamy miejsca pamięci żołnierzy z Alabamy, którzy zginęli w wojnie w Korei i Wietnamie. Zachodzące słońce, cisza i pustka wokoło nadają im specyficznego klimatu. Tuż obok stoi przycumowany zasłużony w II Wojnie Światowej USS Alabama. Podziwiamy chwilę olbrzyma, robimy kilka zdjęć jemu i zabytkowym czołgom i uciekamy do samochodu przed komarami-mordercami.

Mobile, USS Alabama Park 03 Mobile, USS Alabama Park 04

Missisipi, do celu 135 kilometrów. Trzeba zatankować. Na stacji połowa klientów zajechała pickupami, trochę nie pasujemy do tutejszego południowego kolorytu i wzbudzamy wyraźne zainteresowanie. Szybko nabywam meat jerky, czyli 22 gramy pysznego białka za jedyne 2,50 USD. Ewakuujemy się, zanim spytają nas, czy jesteśmy za Wisłą, czy Cracovią.

Driving 08

Nowy Orlean, Luizjana, 23:06 czasu miejscowego. Niespodzianka w stylu „W 80 dni dookoła świata” – w drodze zapomnieliśmy o zmianie strefy czasowej i zajechaliśmy na miejsce przed umówioną z gospodynią godziną. Ponownie coś-jakby-hardcore. Okolica niby blisko centrum miasta, ale w czasie pisania tych słów już kilka razy słyszałem syrenę policyjną. Sam dom to bardzo tutaj typowy tzw. “shotgun” czyli…. seria pokoi przechodnich. My mieszkamy obok łazienki, a do kuchni musimy iść przez pokój Alexa., ale o tym pewnie więcej jutro. Dobranoc.

antykruchość w życiu i w biznesie