antykruchość w życiu i w biznesie

Jak zawiódł mnie Manhattan

Pierwszy dzień w NYC. Kierunek zwiedzania mógł być tylko jeden: Manhattan. Wychodzimy z metra (wrażenie równie obskurne, jak dnia poprzedniego). Wygląda nieźle – są wysokie budynki, żółte taksówki, hydranty i panowie policjanci, ale… czy to po to leciałem ćwierć globu?

Empire State Building – po prostu wysoki budynek.

Manhattan, Empire State Building 02

Times Square – rozkopany i, zgodnie z przewidywaniem, mocno odpustowy.

Manhattan, Times Square 02

I tak dalej. Moje kwękania urwały się w momencie, gdy wyszedłem z windy na szczycie Rockefeller Center. Widok przyprawił mnie – dosłownie – o drżenie kolan i motylki w brzuchu. „Warto, kurcze, warto było!”, pomyślałem.

Top of the Rock 07 Top of the Rock 09

Był to zdecydowanie punkt zwrotny wycieczki i wszystko, co zobaczyliśmy później podobało mi się już zupełnie i bezwarunkowo. Zaczynając od ogromnego Grand Central Terminal…

Manhattan, Grand Central 01

…przez Central Park…

Central Park 02

…i położoną od niego na zachód Upper West Side, okolicę gigantycznych apartamentowców, gdzie zawsze na dole spotkasz eleganckiego portiera, a bogaci, piękni i równozębi mieszkańcy są trochę jakby z innej bajki.

Manhattan UWS

Zakończyliśmy z przytupem, bo ponownym, tym razem nocnym, wjazdem na „Top of the Rock”.

Top of the Rock 14

Zakochałem się. Tym usprawiedliwię banał, który koniecznie muszę napisać: zdjęcia nie oddają tych widoków nawet w części. Może jeszcze posłużę się cudzym filmem:

antykruchość w życiu i w biznesie