Przemierzam lotnisko we Frankfurcie, podziwiając sekcję non-EU, w której dotychczas byłem chyba tylko raz w drodze do Dubaju. Podobnie, jak przy każdej wizycie, bardzo mi się tu wszystko podoba. Takie czyste, poukładane i działające jak w zegarku.
Nie spieszę się. podśpiewuję do sączącej się ze słuchawek muzyki i końcu, po około pół godziny – port lotniczy Frankfurt jest naprawdę duży – docieram pod Gate Z19. Dostrzegam Bartka. Witamy się radośnie, ale nie dane jest mi nawet usiąść, bo nagle słyszę z głośnika niewyraźne:
Bleblebleble… Igor Mroz… bleblebleble.
Udaję się więc w kierunku kontuaru, gdzie wita mnie ubrany w garnitur Azjata w typie Mr. Kima z Prison Break. Za chwilę dostrzegam też jego kolegę. Blondyna w jasnym garniturze. Trudno wyobrazić sobie bardziej stereotypowych agentów. Wyglądają jak żywcem wyjęci z filmu.
Po co jedzie pan do Stanów?
Dokąd dokładnie?
Kiedy pan wraca?
Jakie kraje odwiedził pan ostatnio?
Skąd w pańskim paszporcie wiza jemeńska i tyle pieczątek z Egiptu?
Czym się pan zajmuje?
Dla jakiej firmy pan pracuję?
Panowie są pewni siebie i zdecydowani, a jednocześnie niesamowicie sympatyczny, grzeczni i mili. Odpytawszy mnie dziękują mi za poświęcony czas i życzą udanych wakacji. Mam rozumieć, że zostałem zatwierdzony, czy jeszcze ciągle mogą cofnąć mnie z Bostonu? [Dopisek po Bostonie: zdecydowanie jeszcze mogą cofnąć!]
I, zaraz, zaraz… byłem jedyną osobą, którą tu tak odpytywali, z całego, wielkiego Boeinga. Czy ja naprawdę aż tak bardzo wyróżniam się z tłumu?
- Nauczka na przyszłość numer jeden: dziwna fryzura + jemeńska wiza = pewna kontrola.
- Nauczka na przyszłość numer dwa: ale nie ma się co jej bać jeśli podjedziemy do takiej rozmowy pozytywnie, jak do pierwszej przygody w potencjalnie obfitującej w nie podróży.