…mija całkiem przyjemnie. Miejsca, mimo że teoretycznie najgorsze w całym samolocie (ostatni rząd, 2 środkowe w środkowym poczwórnym rzędzie, za plecami ściana i toalety) nie są wcale takie złe. Obsługa bardzo miła, w podręcznych telewizorach duży wybór całkiem nowych filmów (chyba, w ramach wakacyjnej rozrywki, skuszę się na „The Hangover 3”).
Zgodnie z poradą zasłyszaną w jakimś wywiadzie z Cejrowskim, kupując bilet zaznaczyłem nietypowe wymagania żywieniowe w postaci niskokalorycznego posiłku. Jackpot! Panowie z obsługi bardzo się dziwili, czyżbym był jedyny? W każdym razie zamiast czegoś co miało być kurczakiem z makaronem, ciasta, czekolady i podejrzanej bułeczki (choć należy oddać sprawiedliwość że wyglądało całkiem fajnie) otrzymałem łososia z ryżem, a do tego porcję surowych warzyw, owoców i jeszcze kawałek wędzonego kurczaka.
Boston za 3 godziny, tam dowiemy się czy Panowie, którzy rozmawiali ze mną we Frankfurcie nie zmienili zdania oraz czy wypełniona przed chwilą deklaracja celna, w której – zgodnie z prawdą – zaznaczyłem, że wwozimy jedzenie, nie napyta nam biedy.
[Dopisuje 3 godziny później] Ok, jednak zrobiło się mało wygodnie, do tego boli mnie łeb z niedospania, ale damy radę!